czwartek, 31 marca 2011

Kobieca lista.

Przeglądałam przed chwilą drogę do wyświetleń owego bloga. Bardzo dużo odnośników z google dotyczyło rzeczy, które każda kobieta powinna mieć w szafie. Skoro jest zapotrzebowanie na tego typu listę, postaram się ją stworzyć. Bez przygotowania, bo od razu się za to zabiorę, ale może w tym wypadku spontanicznie, znaczy lepiej... Mam nadzieję. Postaram się niczego nie pominąć.
  • Szpilki. Minimum jedne buty na obcasie.Uważam, że ta pozycja jest zdecydowanie niezbędna. Pomijając skrajne przypadki, każda kobieta powinna mieć co najmniej jedną parę butów tego typu. Są okazje, które tego wymagają, są stroje, które tego wymagają i są faceci, którzy też czegoś wymagają... Nie muszą to być od razu niebotyczne platformy z 14 cm szpilką. Można zacząć od 5 cm. Do każdej wysokości można się przyzwyczaić, choć przy większej wadze mega szpilki będą zawsze męczyć... Ale zawsze da się dopasować wysokość optymalną. Kolejny raz się powtórzę - obcasy są błogosławieństwem dla naszych nóg. W żadnych innych butach nie wyglądają tak dobrze!
  • Jeansy. Najlepszym, najbardziej uniwersalnym fasonem są chyba klasyczne, z prostymi nogawkami. Rurki wbrew panującej modzie nie pasują każdemu! Poza tym powolutku przestają być takie trendy. Znowu szerokie, typu szwedy na przykład też nie zawsze wyglądają dobrze. Mimo, że tej wiosny mają być hitem. Zdecydowanie skoncentrowałabym się na prostych nogawkach. Są zgrabne, praktycznie przy każdej figurze prezentują się ok i są dobre do wielu stylizacji. 
  • Klasyczna sukienka. Prosty, uniwersalny fason. Najlepiej gładka, bo daje więcej możliwości. Jak najbardziej może być 'małą czarną', ale inne kolory są równie mile widziane. Szczególnie, kiedy w szarym, czy fioletowym wygląda się lepiej. 
  • Koszula. Prosta, z żabotem, w prążki, z białymi mankietami i kołnierzem... Kolor i fason dowolny. Byle mieściła się gdzieś między elegancką, codzienną i ładną. Mały zamiennik topu, który sprawi, że w mgnieniu oka codzienny strój stanie się eleganckim w totalnie niewymuszony sposób. 
  • Marynarka/żakiet. To samo zastosowanie co koszula + znakomite okrycie wierzchnie. Sprawdza się idealnie jako lekka kurtka. Przełamuje sportowy charakter t-shirtów, równoważy cienkie, zwiewnie sukieneczki... 
  • Kardigan. Tak, jak marynarka, sprawdza się świetnie jako coś na wierzch. Mniej oficjalny, przyjemniejszy w noszeniu. Daje masę możliwości. I jest niezastąpiony w chłodniejsze letnie wieczory. Zmieści się do przeciętnej torebki...
  • Bluzka/top w paski. Najlepiej marynarskie. Granatowe lub czarne. Nie wychodzą praktycznie z mody. Po każdej zimie są odgrzewane, bo czy jest coś bardziej wakacyjnego niż stylizacja marynarska? Poza tym, ten klasyczny pasiak jest niezwykle twarzowy. Nie ma ograniczeń wiekowych, ani rozmiarowych. I nie potrzebuje wcale dużo, żeby wyglądać świetnie.
  • Listonoszka. Po przetestowaniu całej masy torebek mogę śmiało stwierdzić, że najwygodniejszym fasonem jest zdecydowanie listonoszka. Fason uniwersalny, nadaje się na wiele okazji i w wiele miejsc. Daje swobodę ruchu i przede wszystkim zostawia nam wolne ręce, co bardzo często jest istotne.
  • Baletki. W przeciwieństwie do szpilek, na baletki nikt się nie krzywi. Są wygodne i dziewczęce. Można w nich biegać od świtu do nocy bez ryzyka złamania obcasa, czy zaklinowania go w wycieraczce na przykład ... I nie męczą tak nóg. Nie trzeba ćwiczyć chodzenia, żeby czuć się w nich komfortowo itd. Podejrzewam, że mają dużą rzeszę zwolenniczek, więc nie trzeba ich zbytnio zachwalać.
Na dziś to wszystko. Pomyślę jeszcze nad ową listą. Zastanowię się może dokładniej nad tym, co powinna zawierać. Przy okazji czekam na Wasze sugestie... W końcu lista ma dotyczyć każdej kobiety. Będziemy ją modyfikować, aż stanie się idealna...

Ach! Nie mogłabym dziś nie podziękować za wspólny miesiąc, który dziś się kończy. Blog właśnie kończy pierwszy miesiąc! Dziękuję za 2.650 wyświetleń. Nie sądziłam, że tyle ich będzie, nie tak szybko. Pierwszy miesiąc za nami, teraz mam nadzieję, będzie tylko lepiej!










płaszczyk i rękawiczki - Atmosphere
sweter - Forever
bluzka (której raczej nie widać) - Diverse
spódniczka - Florence+Fred
buty - DeeZee
torebka - Betsey Johnson
okulary - Cropp
spinka - hand made.

środa, 30 marca 2011

To COŚ.

Na chwilę jeszcze zostanę przy roztrząsaniu stylu, gustu, mody... Zastanawiałam się nad tym, skąd bierze się to małe, nieuchwytne COŚ, co sprawia, że niektóre osoby wyglądają cudownie w każdej, nawet całkowicie zwyczajnej stylizacji, a przy odrobinie chęci po prostu zwalają z nóg. A inna osoba w tym samym stroju może wyglądać zwyczajnie, nudno, bądź beznadziejnie... Mało tego, to COŚ sprawia, że nawet w wulgarnych zdawałoby się rzeczach, będzie wyglądać co najwyżej kobieco. Wydaje mi się, że na to musi składać się kilka czynników... Dobry gust jest w tym wypadku chyba bardzo istotny, do tego pewność siebie i akceptacja swojej osoby. Szczególny błysk w oku. Wyprostowana sylwetka. Odwaga. Wszystko w idealnych proporcjach. Możliwe, że części składników możemy się wyuczyć. Ale coś z tego CZEGOŚ ewidentnie trzeba mieć w sobie od zawsze, od urodzenia. Istnieje chyba różnica między świetnym stylem wrodzonym i wyuczonym, nabytym, podpatrzonym. Bo kiedy podpatrujemy, wzorujemy się, uczymy, ćwiczymy..., zawsze istnieje ryzyko nabycia słabszych cech. Tak dzieje się w pewnym sensie, kiedy ślepo naśladujemy modę i trendy. Ładujemy się w każdy kicz, w który ktoś z chorą wizją nas wpycha i za pół roku, patrząc na zdjęcia, chce nam się płakać... Brak stylu, albo chociaż instynktu samozachowawczego przynosi takie właśnie opłakane skutki. Styl jest ponadczasowy. Moda zmienia się szybciej, niż data w kalendarzu. Z każdego sezonowego, czy nawet półsezonowego trendu można wybrać coś dla siebie. Coś co niekoniecznie za rok będzie szczytem obciachu, czy synonimem dresiarstwa. Bo często sezonowe hity przyjmują się na długo w modzie dresiarskiej...








sweter 3/4 - Atmosphere
sweter - Zara
szorty - H&M
kurtka - Tammy
torebka - Betsey Johnson
buty - Allegro
okulary - Ray Ban

wtorek, 29 marca 2011

Troszkę nudą wieje.

Kolejny raz doszłam do wniosku, że moda nie jest taka cudowna, jaką się wydaje na pierwszy rzut oka. Szczególnie mam na myśli modę blogową i uliczną. Pokazowej dziś nie biorę pod uwagę, choć zdecydowanie wolę ją właśnie... Przeglądałam sobie znowu zdjęcia w internecie (na polskich stronach) i kolejny raz zauważyłam, że większość dziewczyn wygląda bardzo podobnie. Pomijając poszczególne ciuchy, które powtarzają się w kilku kombinacjach, wersjach i kolorach, całość jest w jednym stylu. Chociaż niż styl, bardziej pasuje tu określenie 'na jedno kopyto'. Kilkanaście stylizacji pod rząd (różnych osób) wyglądało jak spod ręki jednej osoby. Szybko zmęczyłam się tym oglądaniem. To może wynikać z braku własnego stylu chyba. Bo jeśli widzę po kilkanaście praktycznie takich samych stylizacji złożonych z ultra modnych rzeczy, to coś jest chyba nie tak. Jeśli ma się swój styl, dobry styl ( o którym marzę...), to jednak widać cząstkę siebie w każdej stylizacji, w każdej założonej rzeczy... Takich stylowych jest stosunkowo mało. Tak, jak już pisałam wcześniej, zalewa nas modna masa. W stylizacjach nie widać nic poza upolowanymi modnymi ciuszkami. Tyle, że każda z modnych dziewczyn ma te modne ciuszki. Przegląda prawdopodobnie te same magazyny, chodzi po tych samych sklepach i (może nieświadomie) kopiuje wszystkie mijane manekiny... Moda dla kogoś bez swojego stylu jest pułapką w pewnym sensie. I zdecydowanie jest zdradliwa. Kpi sobie z nas wszystkich trochę. Wciska panny w kwiatowe sukienki i się śmieje, że wszystkie wyglądają tak samo. A same zainteresowane chodzą ulicami i wzajemnie się obcinają, która wygląda lepiej, która ma krzywe nogi, która wygląda grubo itp... Istne targowisko próżności. Tyle, że w dość kiepskim wydaniu. Bo ktoś z ta cząstka siebie w ubiorze nie spotka raczej swojej kopii na ulicy. Nie stresuje się czy na niej te spodnie leżą lepiej, czy pasuje jej ten modny kolor, czy... 







czapka - Kaap Ahl
szalik - H&M
płaszcz - C&A
spodnie - Roxy
buty - Kit
rękawiczki - ? chyba carrefour (albo jakiś inny market)

poniedziałek, 28 marca 2011

Lubię to!

Dziś dla odmiany postanowiłam napisać o tym, co w modzie lubię. O moich ulubionych połączeniach, fasonach i kolorach... Po wczorajszych modowych masakrach to chyba przyjemny pomysł. 
  • Szpilki (tak, to musi szokować!) w prawie każdej kombinacji! Z sukienkami, spódnicami, spodniami, legginsami... Z odpowiednio dobranymi dodatkami wyczarują coś fajnego z wydawałoby się zwykłej stylizacji. I ile dobrego robią dla naszych nóg! Same plusy i boski wygląd. Czy może być lepiej?
  • Sukienki. Szczególnie lubię krótkie (bo: patrz szpilki), ale nie mówię NIE żadnej długości. Dobra sukienka ma w sobie wszystko, co powinien mieć damski ciuch. Jest najbardziej kobiecym z ciuchów chyba. Eleganckie, zwiewne, proste... Każda sukienka jest dobra. I zawsze stanowi dobrą bazę wyjściową do udanej stylizacji. Nie rozumiem zupełnie dziewczyn, które rezygnują z tego cudu odzieżowego... I współczuję ich facetom. Nic dziwnego, że oglądają się za innymi ( w mini...).
  • Wszystkie paski świata. Szczególnym uczuciem darzę wszelkie marynarskie stylizacje. Eleganckie, stylowe i klasyczne. Ale dla innych pasków też jest miejsce w mojej szafie. Poza granatowo-białymi (i oczywiście czarno-białymi) lubię wszelkie kolorowe odmiany tego wzoru. W zeszłym roku kupiłam sobie sweterek w fuksjowo-pomarańczowe paski. Bardzo energetyczne i smakowite połączenie. Z pasków chyba się nie wyrasta ( w moim przypadku na pewno...).
  • Paski numer 2, czyli klasyczne z klamrą... Jedno z moich ulubionych akcesoriów. Pasek, tak jak buty, w jednej chwili może zmienić wygląd stroju. Lubię paski w talii, bo robią porządek z figurą, uzgrabniają szerokie ciuchy i ładnie wyglądają. Do tego są bezcenne, kiedy nasze ulubione spodnie zaczynają spadać nam z tyłka...
  • Kardigany. Na ich punkcie mam obsesję od dawna już. A uzależniłam się od ich kupowania w momencie, kiedy podziękowałam za bluzy z kapturem. Niby podobne, ale nie. Pełnią niby taką samą funkcję, ale są zdecydowanie bardziej wszechstronne. 
  • Legginsy. Jeden z ulubionych ciuchów w dzieciństwie. Jako mała dziewczynka prawie cały czas paradowałam w getrach. Kiedy parę lat temu wróciły do łask prawie oszalałam ze szczęścia. Chyba lubię je bardziej niż rurki. Choć zdecydowanie nie każdy powinien je nosić (z rurkami jest tak samo). Też stanowią jedną z moich ulubionych stylizacyjnych baz...
  • Kolczyki. Duże i kolorowe, rzucające się w oczy, oryginalne. Najmniej lubię małe, ale czasem okazują się lepszym wyborem. Od zawsze ulubiony element biżuterii. Przez długi czas jedyny, który uznawałam. Teraz lubię już chyba wszystkie błyskotki, ale kolczyki, to kolczyki.
  • Opaski. Wszelkiego rodzaju. Tak jak legginsy, opaski towarzyszą mi od dzieciństwa, z tym że z opaskami się nigdy nie rozstałam. Pamiętam, jak jak kiedyś wszyscy się śmiali z moich chustek na głowie... Nigdy nie zrozumiałam o co im chodziło. Tak więc z miłością noszę nadal. Pewnie umrę z chustką na głowie! Ha!
Na dziś wystarczy tej wyliczanki. Skoro te pozycje przyszły mi do głowy jako pierwsze, muszą być jakimiś moimi modowymi hitami. Zdecydowanie z nich korzystam najczęściej komponując swoje stroje. Tak więc troszkę nieświadomie stworzyłam właśnie listę najczęściej ubieranych pozycji z szafy...









marynarka, legginsy i pasek - vintage
koszula - MEXX
sweter - TOPSHOP
torba - HOUSE
broszka - hand made
buty - KIT

niedziela, 27 marca 2011

Kiedy trąci obciachem.

Postanowiłam jeszcze na chwilę przenieść się do krainy modowego obciachu, żeby uzupełnić braki z poprzednich wpisów. Wyjątkowo obszerny temat, biorąc pod uwagę lata obserwowania ludzi... 
  • Wczoraj wspominałam o legginsach i zwykłej koszulce/bluzce.  Nie zmieniłam zdania, to połączenie wygląda fatalnie. Jedyne miejsce gdzie ewentualnie jest do przyjęcia to siłownia, klub fitness lub sala gimnastyczna (szczególnie na zajęciach w-f u dziewczynek z podstawówki). 
  •   Legginsy i adidasy. To tak jak u góry, tylko chyba jeszcze gorzej. Połączenie tylko i wyłącznie dozwolone (w ramach megastycznego wyjątku) w celach sportowych. Chociaż uważam, że dobry wygląd ważny jest w każdej sytuacji. W końcu nigdy nie wiadomo co i kiedy może się przytrafić...
  • Stringi wystające z biodrówek. Chociaż tutaj pasuje bardziej określenie: wyskakujące. Totalny koszmar. Ogólnie majtki (bez względu na fason) wyglądają obciachowo, kiedy wyłażą spod spodni, czy spódniczki(!). Wystarczy nawet, że są widoczne przez wierzchnią warstwę, na przykład cienkie lniane spodnie i czarne figi... Wizualna katastrofa. 
  • Stanik wystający spod bluzki lub sukienki. Nikt mi nie wmówi, że to jest sexy. Mam obsesję na punkcie dopasowywania biustonosza pod kolor góry. Manewruję z ramiączkami, żeby nie wystawały, bo to też nie jest moim zdaniem efektowne. Wszystkie biustonosze (poza bikini lub ewidentnie ozdobnymi) są bielizną, nie ubraniem (przynajmniej nie na ulicy).
  • Biodrówki z krótką bluzą i efektowną oponą pomiędzy... Wystawianie na widok publiczny swoich falban jest swego rodzaju sadyzmem. Nawet przy uwielbieniu swoich kształtów powinno się oszczędzić innym tego widoku. 
  • Szeroko pojęty styl dresiary. Tutaj przykładów jest mnóstwo. Trudno wymienić wszystkie... To chyba wręcz niemożliwe. Ale tak dla zilustrowania - welurowy dresik (bluza+spodnie), adidasy na 'amortyzatorkach' (ogólnie nie jestem miłośniczką adidasów, ale jest kilka fasonów, które lubię, TEGO natomiast nienawidzę id pierwszego spojrzenia!), czapka z daszkiem (klasyczna bejsbolówka) + duuużo złotej biżuterii. Białe kozaczki, czarne rajstopy, błekitna jeansowa ultra mini i różowe futerko do pasa + goły brzuch w kolorze dojrzałej pomarańczy z wielkim świecącym kolczykiem w pępku (szczególnie cudowny widok przy -10C). 
  • Cienkie rajstopy, zwykłe szpilki, mini spódniczka i cienka kurtka, kiedy na ulicy panuje zawieja, mróz i śnieg po kolana.
  • Szerokie długie spodnie i luźna sukienka minimum do kolan. Kogoś przy kości przeobrazi w wieloryba, a zgrabną osobę w stracha na wróble. I nieważne jak ładna będzie to sukienka...
  •  Połączenie wzorzystych rajstop z taką też sukienką. Szczególnie popularny ostatnio komplecik to sukieneczka w kwiaty i kwiatowe (tyle,że inne kwiaty...) rajstopki. Burdel na kółkach. Najlepszym wyjściem jest szybkie ściągnięcie owych rajstop na imprezie, żeby sobie wiochy nie robić... 
 Można wymieniać bez końca. Lista takich koszmarków może być bardzo długa, więc na razie poprzestanę na tym. Na razie... Jako, że to temat niewyczerpany i inspirujący, niewątpliwie do niego powrócę.


chustka - H&M
sukienka i pasek - vintage
płaszczyk - Japan Style
kardigan - Mango
buty - DeeZee
torebka - Pierre Balmain
rękawiczki - Ochnik
broszki - hand made
legginsy i korale - wakacyjne stragany

sobota, 26 marca 2011

Rozmiar ma znaczenie.

Zupełnym przypadkiem trafiłam przed chwilą na powalający widok w telewizji. Jakiś koncert chyba, nieważne zresztą. Z ekranu zaatakowała mnie niska (sądząc po różnicy wzrostu między nią, a towarzyszącym jej mężczyznom) panna w dość sporym rozmiarze. Można powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, a ja jestem chamką, bo się czepiam większych rozmiarów... Wszystko byłoby ok, gdyby owa dziewczyna nie założyła na siebie botków przed kostkę na cieniutkim obcasiku, białych podkolanówek, megastycznie bombkowej spódnicy i bluzki z wielkim żabotem. Do tego zaczesała sobie loki na jedną stronę, mocno ścisnąwszy włosy przy głowie. Mieszanka wybuchowa o zabarwieniu groteskowym. Nie wywalam tu teraz armat swojej złośliwości. I absolutnie nie mam nic do osób plus size. Chodzi mi o proste (!) dopasowanie stroju do sylwetki. Są fasony przeznaczone dla chudych, zgrabnych, puszystych i wszystkich razem i dobrze byłoby je rozróżniać... Ale to co dla mnie może być logiczne, innym nawet na myśl nie przychodzi. Poza połączeniami, których nie lubię nawet u bardzo zgrabnych dziewczyn (legginsy z obcisłą koszulką), są inne rzeczy na które nie mogę patrzeć. Zostając przy legginsach na przykład... Kilka dni temu widziałam dziewczynę w rozmiarze minimum 42. Miała na sobie czarne legginsy z jakimiś dżetowymi aplikacjami na wysokości łydki, czarny krótki płaszczyk (do połowy pośladków jakoś) i te nieszczęsne wiązane botki przed kostkę. Między butami i legginsami była cielista przerwa. No masakra po prostu. To bardzo przykre w sumie, bo ona pewnie myślała, że wygląda świetnie i oczywiście modnie. Po pierwsze nie wiem czemu moda na te wszystkie buciki przed kostkę stała się tak popularna. Większość fasonów sama w sobie nie jest zbyt zgrabna i potrzebuje naprawdę zgrabnej nogi, żeby prezentować się dobrze. Niestety grubsze nogi nabierają cech świńskich kopytek i to w żadnym calu nie jest ładne. Ryzykowny zakup takie buciki... Co do legginsów - nic dziwnego, że każda dziewczyna je lubi, bo są niezwykle wygodne i uniwersalne. Zastanawia mnie jednak nowy trend, czyli noszenie legginsów i krótkiej góry (za krótką uznaje wszystkie długości kończące się przed połową pośladków). Jeżeli przy rurkach to uchodzi, przy legginsach jest tragiczne. Wygląda tak, jakby ktoś zapomniał o jakiejś części garderoby, bo się śpieszył. Legginsy mają w sobie coś z rajstop, więc na ulicy nie mogą wyglądać dobrze bez odpowiednich 'dodatków'. To tak, jakby wyjść w bieliźnie, bo moim zdaniem tak to wygląda. I rurki jeszcze. Przyjęły się w modzie i ich pozycja cały czas nie słabnie. Ale przyznać trzeba, że to nie jest fason dla każdego! Jak widzę te wszystkie wielkie tyłki młodych dziewczyn wbite dosłownie w rurki (coraz częściej jeszcze w mocnych, żeby nie powiedzieć jaskrawych kolorach!), to płakać mi się chce. Jak to możliwe, że ludzie tak ślepo podążają za modą, choćby podwórkową? Najważniejsze to dobrze wyglądać, nie modnie na siłę. Oczywiście osoby plus size są w gorszej sytuacji w świecie mody, gdzie niestety cały czas jeszcze promuje się zagłodzone wieszaki, ale nie oszukujmy się, każdy może wyszukać coś dla siebie... W pewnym stopniu to wina producentów odzieży, bo niektóre fasony powinny kończyć się na mniejszych rozmiarach, niż kończą się rzeczywiście... 









czapka i rękawiczki - Kaap Ahl
okulary - Diverse
szalik - H&M
sweter - Mango
legginsy - George
torebka - vintage
spodnie i futerko - Pracownia Maszynoszycie :) znaczy hand made.

piątek, 25 marca 2011

Modowe szmaciarstwo c.d.

Ostatnio pisząc o tej tendencji byłam zbyt mało dokładna (przy okazji bardzo dziękuję za zwrócenie na ten fakt uwagi). Postanowiłam więc troszkę rozwinąć ową kwestię, szczególnie po przejrzeniu kolejnej porcji zdjęć w internecie. Ostatnio skupiłam się na modzie na brzydkie rzeczy. Dziś zajęłabym się jednak innym zjawiskiem... Wrzucanie na siebie wszystkiego co w danej chwili modne. Bez względu na to czy ładne, czy brzydkie. Koszmarna tendencja moim zdaniem... To takie lansowanie się na siłę. Patrzcie! Mam na sobie wszystkie trendy sezonu! Wyglądam fatalnie, nic do siebie nie pasuje, ale wszystko jest modne! Ta zasada wydaje się przyświecać dużej części 'modnego' społeczeństwa. Nie będę tu podawać konkretnych osób, bo to byłoby niegrzeczne i ktoś mógłby się obrazić. Mam jednak nadzieję, że wiecie co mam na myśli. Coraz częściej niestety trafiam na takie stylizacyjne masakry. Przeglądacie czasem zdjęcia stylizacji przeróżnych? Trafiacie na potworzaki? Zawsze istnieje możliwość, że to ja mam bardzo kiepski gust i śmiem czepiać się innych. Możliwe. Ale doprawdy przytłacza mnie czasem to, co oglądam pod hasłem 'modne', czy 'stylowe'... Zastanawiam się czy polega to na chęci wybicia się za wszelką cenę, zwrócenia na siebie uwagi, czy po prostu wynika ze słabego gustu. Bo w sumie nie trzeba być żadnym modowym znawcą, żeby wiedzieć, co w danym sezonie jest modne. Wystarczy przejść się po dowolnym centrum handlowym. Jeżeli z każdej wystawy wyskakują kwiatowe ciuchy, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Tak więc przychodzę się po sklepach, notuję w pamięci rzeczy, które powtarzają się najczęściej, kupuję i mam. Gorzej, że nie wiem co zrobić z tymi trendowymi zdobyczami dalej. Ale w sumie czym się przejmować, przecież niewątpliwie wszystkie są modne... Nie wiem które podejście jest gorsze. Zastanawiająca jest jednak popularność tego modowego szmaciarstwa. W sumie to, że ktoś się kiepsko ubiera jest jego sprawą, niech robi co chce, jak już musi. Nawet jeżeli chce publikować swoje stylizacje w internecie, ma do tego prawo. Każdy je ma. Ale to, że ma całe rzesze zwolenników?! Tego pojąć nie potrafię zupełnie. Z drugiej strony patrząc na polskie ulice, patrząc na ludzi w pociągach, autobusach, tramwajach... Patrząc na panienki w klubach, dzieciaki pod szkołą... Jakby się nad wszystkim zastanowić, to może jednak Polacy mają ogólnie kiepski gust... Może niepotrzebnie zwracam na to uwagę... 







czapka i rękawiczki - Kaap Ahl
płaszcz - C&A
spodnie - Max Mara
pasek - New Look

czwartek, 24 marca 2011

Futrzana parodia.

Od dłuższego już czasu trwa moda na publiczne deklaracje 'antyfutrzane'. Gwiazdy, celebryci i zwykli śmiertelnicy prześcigają się w zapewnieniach i wzajemnych oskarżeniach. Bo jak niby można założyć na siebie PRAWDZIWE FUTRO?! Paparazzi polują na gwiazdki, które włożą na siebie to czyste zło i zaczyna się prawdziwe małe piekiełko. Wszystkie portale, plotkarskie czasopisma i inne źródła zawierające tekst i zdjęcia huczą plotkami i doniesieniami. Czy prawdziwe, czy może jednak sztuczne dobrej jakości, no i czy ta akurat osóbka była teraz zwolenniczką czy raczej przeciwniczką... Prawdziwy rarytas dla mas. W końcu futra są ble... A za wszystkim stoi to samo zwierzątko, z którego mamy pasek, buty i drogą, firmową torebkę. Mało tego, jeszcze schabowy na obiad był z niego. (oczywiście to wszystko w skrócie malowniczym, więc proszę - nie wyrzucajcie mi niewiedzy :)) Odrzucamy futra, ale butów nie wyobrażamy sobie z ekologicznej skóry, bo nigdy nie są tak porządne. Pasek skórzany nie jest tandetny w przeciwieństwie do jego ekologicznego odpowiednika. Droższe, firmowe zegarki też mają skórzane paski. Markowe torebki też są ze skóry naturalnej, bo jakby inaczej... Muszą być! Która gwiazda nie ma zdjęcia z kuferkiem LV? . A skórzane sofy i fotele? Tapicerki w wypasionych megastycznie nieekologicznych samochodach, które swoimi spalinami zanieczyszczają nam cudownie środowisko... O fabrykach produkujących sztuczne futerka też można powiedzieć wiele... Wszyscy się skupiają na wojenkach futrzanych zamiast zająć się czymś, co mogłoby coś zmienić. Dzisiejsza ekologia lub pseudoekologia (bo o niej słyszymy chyba częściej) jest po prostu śmieszna. To takie popadanie ze skrajności w skrajność. I straszliwa hipokryzja niestety. Nie o to przecież chodzi...

Przy okazji dziękuję Wam! Dziękuję za 2ooo wyświetleń!







płaszczyk, spódniczka i rękawiczki - Atmosphere
chustka - H&M
torebka - vintage
buty - DeeZee
pasek - New Look
okulary - Ray Ban

Imagine the 70's.

Szalone lata 70. ukazane w dokumencie o Lennonie.Tak, oglądałam właśnie na Kulturze 'John Lennon - chcę prawdy'. Koncertu słucham, bo niedawno go oglądałam. Czemu o tym piszę? Z modowego punktu widzenia rzecz jasna. Dodam tylko, że przekonałam się w swojej niechęci do Yoko Ono. No jakoś nie mogę się przemóc. Kobieta wybitnie mnie drażni. Mimo niezłej figury i fajnych ciuchów, patrzeć nie mogę. O słuchaniu nie wspomnę. A Lennon taki fajny...
Skupię się może jednak na konkretach - moda. To praktycznie w tamtych latach narodziła się ubraniowa indywidualizacja. Nowa grupa społeczna - młodzież, dyktowała trendy w pewnym sensie. Moda odwoływała się do zainteresowań. Najczęściej noszonymi spodniami były oczywiście stare dobre amerykańskie jeansy. 'W latach siedemdziesiątych do dobrego tonu należało noszenie jeansów spranych i wytartych, a dziewczęta celowo wybierały je o jeden rozmiar za małe.(...) Organizowano nawet specjalne konkursy mające zachęcić młodzież do "nadawania osobowości" swoim spodniom i kurtkom za pomocą haftów i aplikacji.' (Francois Boucher - Historia mody...) Dziś myśląc o latach 70. widzimy oczywiście jeansowe dzwony, koturny, platformy, kapelusze z szerokim rondem, geometryczne wzory, hipisowskie tuniki, hafty... Podejrzewam, ze w tej stylistyce każdy znajdzie coś dla siebie. Yoko Ono ubóstwiająca swoje (niewątpliwie) zgrabne nogi często paradowała w mini szortach. W połączeniu z koszulą (w tym wypadku szorty z podwyższonym stanem) genialne. Maxi sukienki i mini spódniczki (choć jeśli chodzi o spódniczki, to najpopularniejsze były chyba midi). Podoba mi się ta biała workowata z teledysku do 'Imagine'
http://www.youtube.com/watch?v=-b7qaSxuZUg  ). Nie można zapominać też o modzie disco. Jaskrawe kolory, błyszczące sztuczne tkaniny...
Lata 70. zdecydowanie są barwne i ciekawe.  Co za tym idzie są kopalnią inspiracji. Jako, że we wiosennych trendach pojawiają się często, bardzo często, warto popatrzeć, poszukać, wybrać coś dla siebie... 






kurtka - Allegro
koszula - H&M
buty i rękawiczki - Atmosphere
torba - Diverse
spódniczka - Pracownia Maszynoszycie (przerabiana ze spodni)
chustka - vintage
pasek i okulary - sezonowe stragany