wtorek, 30 sierpnia 2011

24,25,30,60...


Zauważyłam, że ostatnio zaczęłam zwracać dużo większą uwagę na dobry wygląd. Nie mam na myśli siebie, choć w pewnym sensie ode mnie się to zaczęło. Wszystko przez to, że nie opuszcza mnie ostatnio myśl o moich mocno zbliżających się urodzinach. Wiadomo - 24, chwila moment 25, 30 i tak dalej. To mobilizuje do myślenia. Jakże mało (stosunkowo) jest osób, które wyglądają świetnie bez względu na wiek. I wcale nie muszą być niezwykle piękne. Przecież na dobry wygląd składa się masa czynników. Chyba już o tym pisałam tutaj i tutaj i pewnie jeszcze w kilku miejscach.  Przynajmniej o tym napomknęłam. Tak czy inaczej zmierzam do tego, że jestem zachwycona ludźmi świadomymi swojego wieku i wyglądu. Potrafiącymi genialnie się prezentować w wieku dwudziestu, czterdziestu i siedemdziesięciu lat. I nawet jeśli nie gonią za modą i trendami, są stylowi. Tak, to wspaniałe. Ciekawe czy z tym pierwiastkiem trzeba się urodzić, czy można go w sobie wyrobić. Prawdopodobnie, jeśli się chce, stara i próbuje można wiele jeśli nie wszystko). Taka budująca myśl na dobranoc. Jak myślicie, czy każdy ma to coś (nawet jeśli jest głęboko schowane), czy każdy może być stylowy?

A tutaj powtórka rozmazanych zdjęć, o których pisałam ostatnio. Miłego oglądania.




 sukienka - Atmosphere
marynarka - vintage / lumpex
buty - Allegro

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

AntySpiderWomen.

Nienawidzę pająków. Tym się jeszcze z Wami na pewno nie dzieliłam. Skąd pomysł na oznajmienie tego całemu światu? Rozpoczął się okres, kiedy te małe potwory są dosłownie wszędzie. Na zewnątrz jest ich pełno, włażą do domu, fuj! Jak zobaczę taką szkaradę, to mam potem cały czas wrażenie, że coś po mnie chodzi. Nie, no nie przekonam się. Obrzydzają mnie. Tak jak większa część robaków, lataków i innych potworzaków. I moja niechęć nie dotyczy tylko żyjątek. Motywów pajęczych też nie lubię. Żadna pajęcza biżuteria (mimo, że mam w szkatułce broszkę prababci - złotego pająka z kamieniem w ślicznym zielonym kolorze, przez ostatnie dziesięć lat nie przyszło mi do głowy założenie jej...), nadruki, hafty, absolutnie nic. Komarów też nie lubię, bo od kiedy pamiętam jestem piekielnie uczulona na ugryzienia, ale aż tak mnie nie odrzucają. Zdecydowanie nie znalazłabym się w roli dziewczyny słynnego Spider Mana. Nawet nie chodzi o to, że się boję. Od samego patrzenia wszystko mnie swędzi. Jesień byłaby taka piękna bez pająków. Koniec lata też zyskałby na urodzie. A Wy lubicie motywy odwłoka z nogami?










kombinezon - Pracownia Maszynoszycie
buty - Allegro
torebka - vintage
biżuteria - kioski, stargany i namioty

niedziela, 28 sierpnia 2011

Czasem słońce, czasem deszcz.

Chciałam się rozpisać. Ale niewiarygodne zmęczenie mnie dopadło, jak tylko usiadłam do komputera. Kolejny raz przeklinam mój plan dnia, który bloga przewiduje na wieczór (późny). Mimo, że z wyżyn intelektualnych spłynęłam, wrzucę chociaż zdjęcia. Są z pierwszej połowy wczorajszego dnia. Jak widać, za nami piękne, ciepłe i słoneczne (aż dwa) dni. Od jutra ponoć wyciągamy kalosze i parasolki. Osobiście uwielbiam kalosze. Brakuje mi tylko płaszcza przeciwdeszczowego mającego kaptur. Jak upoluję fajny egzemplarz, to deszcz zupełnie przestanie mnie przerażać. Jak tam z Waszym deszczowym niezbędnikiem? Często pada, więc kalosze nie są jakimś egzotycznym zakupem, a parasolki jakieś zawsze są w domu. Swoją drogą od kiedy kupiłam sobie kalosze, wydaje mi się, że więcej pada... Zastanawiające. Ale chwilowo cieszę się słońcem, choćby tym ze zdjęć. Miłego oglądania!


sobota, 27 sierpnia 2011

Mini love.

Dziś trafiłam na zlot moich absolutnie ukochanych samochodów. To Mini jest powodem, dla którego planuję zrobić prawo jazdy (zaraz jak zarobię na TEN samochód). Wśród tych wszystkich małych cudów czułam się fantastycznie. Dlatego też nie mogłam przepuścić takiej okazji i musiałam sobie zrobić zdjęcia z nimi w tle. Dodatkowo jestem na etapie oglądania serii o Jamesie Bondzie i widząc te brytyjskie flagi poczułam się jak jego dziewczyna (och, James!). Mam na myśli pierwsze filmy z tej serii (z przecudownym Seanem Connerym) i wspaniałą stylistykę lat sześćdziesiątych (kiedyś już pisałam o mojej miłości do tamtego okresu i niewątpliwie do tego wrócę).  Może dziś się nie będę rozpisywać, bo wyszedłby z tego pisania list miłosny do samochodu... Zapraszam zatem do przejrzenia zdjęć z tego wyjścia. 














kombinezon - Pracownia Maszynoszycie
buty- Allegro
torebka - Atmosphere
pasek - Cropp
biżuteria - stragany + handmade
chustka - vintage

czwartek, 25 sierpnia 2011

Miecio Chciej.

Ostatni tydzień sierpnia przed nami. Jak dziecko cieszę się, że nie muszę pierwszego iść do szkoły. Z drugiej strony chętnie poświęciłabym chwilę na wyszukanie pierwszowrześniowejstylizacji. Biała koszula daje tyle możliwości. I tak pięknie komponuje się ze świeżą wakacyjną opalenizną. Nie wiedzieć czemu właśnie przypomniał mi się kawałek z czasów LO o wiele mówiącym tytule 'Biała koszula' ( http://www.youtube.com/watch?v=VtXdXnAKBaU )... Ale chciałam pisać o czymś innym. Ze szkolnych czasów żałuję kilku rzeczy, zdarzeń, ale (poprzez skrzywienie, którego nabawiłam się jakiś czas temu) szkoda mi też tego, że moja szafa była dużo mniejsza. Co ciekawe zawsze (poza czasami licealnymi) szafa pękała mi w szwach. To może być już galopująca obsesja. Bo ciuchów i butów (!) zawsze mi mało. Śmieję się, że jestem Miecio Chciej (od mani posiadania i wiecznego chcenia), ale coś w tym jest. Prawie codziennie przeglądam jakieś ciuchy, buty, czy dodatki (w sklepach, lumpeksach, na Allegro, na facebooku, w czasopismach...), czyli można powiedzieć prawie codziennie coś nowego wpada mi w oko. Na szczęście nie zakochuję się codziennie. Ale i tak dzieje się tak często. Wtedy szukam, poluję, myślę namiętnie. Kupuję, szyję lub (czasem...) mi przechodzi. Jakie szczęście, że niektóre związki okazują się tylko zauroczeniem, jeszcze zanim przejdą z miłości platonicznej do posiadania. 
Już widzę, jak myślicie wszyscy, jaka jestem płytka niezwykle...
A jak to u Was wygląda? 






środa, 24 sierpnia 2011

Popękało.

Nie pisałam chyba jeszcze o tym, że jakiś tam czas temu (czyt. dość dawno) oszalałam na punkcie pękających lakierów. I to szaleństwo okazało się nie dość, że przyjemne, to jeszcze całkiem efektowne. To chyba najszybszy i przede wszystkim najprostszy sposób na oryginalne paznokcie. Mimo całego mojego uwielbienia do bazgrania na paznokciach, ten nieskomplikowany zabieg wybitnie przypadł mi do gustu. Testowałyście już na sobie? Lubicie, czy to zupełnie nie w Waszym stylu?
A zdjęcia, które dziś oglądacie były przeznaczone na pewien konkurs. Okazało się, że jednak nie tak miało to wyglądać, ale mimo opóźnienia prezentuję je tutaj. Miłego oglądania!