środa, 25 kwietnia 2012

W przelocie!

Zaniedbuję blogowe obowiązki i trochę mi z tym źle, przyznaję! Tęsknię, ale za kilka dni wszystko wróci do normy, będę systematyczniejsza, będę miała w końcu czas na zdjęcia, siłę na pisanie i tak dalej. Dziś zaprezentuję Wam zdjęcia sprzed kilku dni. W ten deszczowy dzień słoneczne zdjęcia są jak znalazł. Tak myślę. Jako, że dziś jestem tu tylko przelotem nie będę się rozpisywać, zostawię Was z garstką zdjęć i będę trzymać kciuki, żeby wrócić tu jak najszybciej!






kapelusz - H&M
żakiet - Castelbajac <3
bluzka - Reserved
spodnie - Top Shop
buty - DeeZee

wtorek, 17 kwietnia 2012

O sportowym stroju w niesportowym wydaniu.

Jak na facebooku - korzystając z pogody znowu wskoczyłam w mój obecny obuwniczy numer jeden. Do znudzenia, do momentu, kiedy zrobi się cieplej, może do chwili kiedy kupię sobie kolejne. Na razie uczucie nie gaśnie, ochota na noszenie również. Mam nadzieje, że Wam też się podobają i oglądacie je z przyjemnością. A przynajmniej, że Was nie drażnią! Kiedy jestem w szafie i na nie patrzę, nie mogę ich nie ubrać. Dodatkowo są (jak na razie) morzem inspiracji! Śmieję się, że (te 'trudne w stylizacji', 'niepasujące prawie do niczego' buty) pasują do połowy rzeczy z mojej szafy. Spodziewajcie się ich jeszcze nie raz w najbliższym czasie. Dziś wpadła mi w ręce jedna z sukienek mojego projektu, słowem sukienka Pracowni Maszynoszycie. Już od kilku dni miałam na nią ochotę. A dziś wyszło piękne słońce, więc aż się prosiło, żeby pokazać nogi... Może ta sukienka była wewnętrznym buntem przeciwko temu, co ostatnio wyciągam z szafy. Moje 'spacerowe' zestawy mogą się poważnie odbić się na mojej psychice. Czuję się w nich trochę jak w piżamie, trochę jakbym miała zabrać się za malowanie ścian, ewentualnie za generalne porządki. W grę wchodzi też przekopywanie ogródka, albo wyprawa na grzyby. Od chodzenia w adidasach bolą mnie już nogi. Co ciekawe nie bolą mnie od samego chodzenia, tylko od butów właśnie! Kiedy adidasy zrobiły ostatnio wielki comeback w moim życiu byłam pod wrażeniem, bo zapomniałam jakie są wygodne. Teraz już się nie zachwycam. Przypomniałam sobie jak poszłam w nich na imprezę. Niecałe trzy lata temu, w sezonie. Miało być szybkie piwo. Wyszła dość legalna impreza. Byłam wściekła jak osa. Nie wiem czy bardziej na siebie, że nie ubrałam czegoś normalnego, czy na te buty, w których potykałam się o własne stopy. I jakoś w moim mózgu zakorzeniło się, że adidasy są BE (chyba, że te fantastyczne od Scotta!), a sportowe ciuchy są do sprzątania, uprawiania sportu, albo do spania. Nie do chodzenia po mieście.










poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Ciepło czy ładnie, oto jest pytanie.

Nowy tydzień najlepiej zacząć nowym postem. Mimo, że już popołudnie. Boję się czekać do wieczora, bo z nimi ostatnio różnie bywa i znowu bym nie napisała... A przecież obiecałam systematyczność. Nie lubię rzucać słów na wiatr, więc mam chwilkę, czyli piszę. Nie będę dziś kontynuować zachwytów nad przejściowymi ciuchami i trwającą porą roku - niby wiosną. Wczoraj wieczorem na moim plażowym spacerze prawie umarłam z zimna. Mimo pięciu warstw, ciepłych  rękawiczek i grubej czapki! Dziś rano nie było lepiej. Moja najgrubsza bluza z futrem nie daje mi tyle ciepła ile bym potrzebowała. Nie będę Was jednak  raczyć moimi plażowymi kompletami. To totalna odwrotność tego, co noszę na co dzień. Przede wszystkim adidasy! Systematycznie nosiłam je w liceum... Bluza z kapturem (jakieś dwa, trzy lata przerwy), dwa swetry i kurtka. Wyglądam chyba trochę jak bałwan. I jestem większa minimum o rozmiar. Zdecydowanie wolę zestawy, jak te ze zdjęć. Może nie są aż tak ciepłe, ale zdecydowanie lepiej się w nich czuję.







niedziela, 15 kwietnia 2012

Zalety potencjalnych wad.

Zrobiło się zimno. I mimo wielkiej ochoty na sandały cieszę się, że mogę jeszcze nosić te cudeńka z Sequina! Długą wczesną wiosnę mamy w tym roku, nie ma co! Ma to całkiem sporo zalet (mimo ogromu wad). Możemy do woli nacieszyć się wszystkimi swoimi 'przejściowymi' ciuchami. Nie często zdarza się taka okazja. Ile lat z rzędu wychodziło tak, że z futer i puchowych kurtek wskakiwaliśmy w bluzy i kurtki maksymalnie z jeansu. Teraz chodzenie w futrze byłoby śmieszne. W jeansowej kurtce również. Moja stara eko skórka zalicza się do okryć uniwersalnych. Śmiało mogę ją nosić od wczesnej wiosny po późną jesień. Chociaż w zimie z odpowiednimi dodatkami też zdarzało mi się w niej wychodzić. Kiedy trzeba jest naprawdę ciepła. Nie przepuszcza wiatru, czyli często spisuje się najlepiej z wszystkich okryć, które mam. A muszę dodać, że wieje u mnie często. Chociaż zazwyczaj nie tak jak powinno, ale cóż. Następne są buty. Najcieplejsze kozaki już od dłuższego czasu są schowane. Śniegu się już nie spodziewam, chociaż Święta pokazały, że różnie bywa. Cały czas noszę botki. Słońca ostatnio jest mało, temperatury nie zachęcają do rozbierania, więc wszelkie tradycyjne obcasy zostawiam sobie na potem. Robię się chyba stara, bo lubię kiedy jest mi ciepło. Kiedyś się śmiałam na samą myśl o włożeniu czegoś takiego jak podkoszulek. Teraz noszę trzy warstwy. Jakby co. Zawsze mogę się rozebrać, a myśl o zmarznięciu mnie nie pociąga. Dlatego jeszcze noszę botki. No i nie jest jeszcze za ciepło na mój ukochany kapelusz!
Nie narzekam więc na panujące warunki. Jest trochę zimno, ale da się wytrzymać. 








piątek, 13 kwietnia 2012

Powiewaj spódnico, powiewaj!

Zawsze kiedy wyciągam z szafy jakiś zwiewny ciuch, mam nadzieję, że zawieje. Jeśli tak się stanie cieszę się jak dziecko! Nie wiem skąd to umiłowanie do powiewających szmatek... Szczególnie kiecek. To chyba przez tą małą Dominikę, która cały czas we mnie siedzi i lubi jak spódniczka się księżniczkowato kręci, jak gdzieś zabłąka się jakiś cekin albo świecący dżet, która wszystko wkłada sobie na głowę, która obwija się materiałami i stwierdza, że będzie fajnie. Taka mała dziewczynka, która cały czas chciałaby się śmiać, bawić i wygłupiać. Paćkać lakierem po paznokciach, przebierać się i sprawdzać na własnych ustach która szminka jest najładniejsza. Która dostaje zawrotów głowy przy wyborze jednej z kilku pięknych rzeczy i najbardziej na świecie chciałaby mieć wszystko, co jej się podoba... I czasem ma ochotę stanąć tupnąć nogą, albo zacząć krzyczeć, ot tak. Niby we wrześniu pykną mi 25 urodziny, ale wcale nie mam ochoty pozbywać się tej małej, ciut rozpieszczonej dziewczynki, która mi towarzyszy. Może mój brat ma rację i faktycznie jestem chora psychicznie. Wszystko jest możliwe. A ja i tak lubię, jak mi spódnica powiewa na wietrze!
Przy okazji przedstawiam Wam wersję nude moich czarnych butów, które dość często tu goszczą.  Wspominałam o nich w zeszłym roku, ale jakoś nie załapały się na zdjęcia. Jednym słowem premiera!









czwartek, 12 kwietnia 2012

Pokolorujmy troszkę.

Czas kurczy mi się w zastraszającym tempie, ale postanowiłam, że to nie może wpływać na Pana Bloga. Wiem, że może to brzmieć zabawnie dla każdego, kto uważa, że to co tu robię, piszę, prezentuję, jest kiepskie. Są jednak osoby, które lubią i dla Was właśnie się staram. Wychodzą z tego różne rzeczy, ale ważne że coś wychodzi.
Dziś mam dla Was dokumentację małej zabawy z kolorami. Spodnie + żakiet to patent z zeszłego sezonu. Jeden z wielu, których nie miałam okazji sfotografować. Może i dobrze, bo spodnie przeszły mały lifting... Widać, że nie jestem zbyt zmienna, skoro to połączenie w dalszym ciągu mi się podoba. Co do samych kolorów - uwielbiam. Już pewnie wspominałam (i to nie raz), że kolory wszelkie wielbię. I kolorowanie lubię również. Chociaż tutaj to może się nie rzucać w oczy... Nie wiem czemu. Obiecuję kolorową poprawę. Nie wiem czemu te bardziej kolorowe zestawy tak często nie łapią się na zdjęcia. Mam zagadkę! A jak to wygląda u Was? Macie swoje ulubione kolory, połączenia, patenty? Ja mam całą masę ulubionych połączeń. Lista chyba nie ma końca. I myślę, ze wymienianie wszystkich byłoby nudne. Głównie dla Was... Żeby nie nudzić (a obawiam się, że po ośmiu godzinach spacerowania po plaży i lesie prawdopodobnie właśnie to robię ze zmęczenia....) zostawiam Was z kolorowymi zdjęciami. Mam nadzieję, że Wam się spodobają. Być może zainspirują...







wtorek, 10 kwietnia 2012

Poświątecznie, ciut leniwie.

Powrót do poświątecznej rzeczywistości był szybki i sprawny. Okazało się, że to nie boli. Mimo nostalgii, która pozostała po przyjemnych wolnych chwilach, praca okazała się całkiem znośna. Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że przyjemna. Dla przedłużenia świątecznego nastroju zostawię Was ze zdjęciami w takim właśnie klimacie. Żeby było dalej leniwie - minimum słów. Przyjemnego wieczoru!