niedziela, 31 marca 2013

Bezgraniczne lenistwo, ja i wiatr. Święta!


Święta, cudowny czas... Cały dzień dla siebie, cały dzień ze sobą i swoim prywatnym burdelem. Cały dzień w piżamie. Dlatego podzielę się dziś z Wami zdjęciami sprzed miesiąca. W sumie są mniej zimowe, niż dzisiejsza pogoda, więc się nadają. I ten wiatr jest taki trochę symboliczny. Ma wiele wspólnego z tym, co dziś działo się w mojej głowie. Działo się od dawna, ale dziś mogłam się na tym skupić. Między filmami i jedzeniem. A filmów dziś zaliczyłam całą masę... Od przezabawnego duńskiego filmu familijnego, przez nową serialową odsłonę Sherlocka Holmesa i Kopciuszka, aż po pierwszą Akademię Policyjną, czyli jeden z filmów mojego dzieciństwa. Sama w życiu bym się na to nie zdecydowała, ale brat usilnie mnie namawiał... Uśmiałam się niezwykle, już zapomniałam jak bardzo (i za co!) zawsze lubiłam ten film. Przy okazji mogłam napatrzeć się na młodziutką (i jeszcze ciemną) Samantę Jones - postać kultową! Przy Kopciuszku złapałam się na tym, że jestem starą, głupią babą. Odrzucam, przebieram, kręcę nosem, bo cały czas czekam na tego Księcia z Bajki. Okazuje się, że ciągle w niego wierzę. Zakodowałam to sobie gdzieś głęboko pod skórą i noszę jak tatuaż. Nie wiem, czy da się tego pozbyć. Może tak. Na Sherlocku (do którego podchodziłam sceptycznie, ale ta nowoczesna forma pozytywnie mnie zaskoczyła!) stwierdziłam, że niezwykle pociąga mnie inteligencja. Wszystko za sprawą pani Adler. Powiedziała coś takiego i mi zatrybiło. Ach te filmy! Ale wystarczy. Nie będzie ani słowa więcej o filmach. Powiem jeszcze tylko, że oglądanie filmów z reklamami (tymi dłuuugimi, na topowych stacjach...) to czyste zło! Unikam tego jak ognia. Często rezygnuję z oglądania czegoś, na co miałam ochotę tylko przez to, ze stacja słynie z ciągnących się w nieskończoność reklam, a dziś proszę - dwa. To w sumie chyba 10 godzin. Istny koszmar. Można zapomnieć, że coś się oglądało. A ile rzeczy można zrobić w tak zwanym międzyczasie... Co do Świąt jeszcze - jedzenie to chyba tez zło. Ale co tam. To przyjemne zło... Jutro może zakończę mój piżamowy strajk i wskoczę w coś świątecznego. Wypadałoby chyba... Tymczasem ja i wiatr. 








 





sobota, 30 marca 2013

Idą Święta!


Idą Święta, pada śnieg, super! Dziś serwuję Wam kolejną pogodową zmyłkę. Świat za oknem wygląda zupełnie inaczej, ale w ferworze przygotowań i lekkich porządków nie miałam czasu na zdjęcia. Mam jednak zdjęcia sprzed jakiegoś czasu, sprzed ostatniego ataku zimy... Myślę, że adekwatne, bo ta kiecka wygląda trochę jak pisanka. Chyba, że tylko mi się tak wydaje... Wcześniej tak o niej nie myślałam )kolejna miłość od pierwszego spojrzenia - ale dziś nie o tym!). Idą Święta, pora na życzenia. Jutro dzień X, czyste lenistwo i wypoczynek. Pełnia szczęścia, nawet z tym śniegiem (pomyśleć, że marzyło mi się błogie wylegiwanie na leżaczku...). Trochę żałuję, że w tym roku znowu nie znalazłam pod choinką sanek, byłyby jak znalazł! Zajączek też mi ich pewnie nie przytaszczy. No, ale to wszystko nieważne...
Idą Święta, bez spiny uczyńcie je wyjątkowymi. Bawcie się dobrze, wypoczywajcie, jedzcie, pijcie, żartujcie. Róbcie to, na co macie ochotę, na co wiecznie brakuje Wam czasu. Więcej się uśmiechajcie, bądźcie mili i cieszcie się z mniejszych rzeczy. Niech te Święta nastroją Was pozytywnie, napełnią radością i dadzą powera do dalszego działania - bardziej efektywnego i twórczego. Tradycyjnie inspiracji, dużo inspiracji i chęci. Bo ważne, żeby się chciało. Tak więc moi drodzy - róbmy swoje... WESOŁYCH!











piątek, 29 marca 2013

Namiastka słońca i ani jednej więcej.


Idą Święta. Jakże to dwuznacznie brzmi, kiedy patrzymy za okno... Ale to nie te Święta, więc się nie jaram. Cieszy mnie tych kilka wolnych chwil, ale nie szaleję. Dokładnie tak jak rok temu nie myje okien, nie robię wielkich porządków. Nie nerwowo. Staram się wyrobić z pracą, żeby spokojnie odpoczywać. Może w końcu wybrać się na małą wycieczkę rowerem... Chyba, że za oknem dalej będą się działy takie rzeczy. Nieważne, mogę siedzieć w domu. Tutaj też mam się czym zająć. Może uda mi się pozamykać głupie myśli w słoikach (a potem wynieść je do piwnicy...). Ostatnio trochę ich mam. Zabawne: tego czego chcę - nie mam, a dostaję jakieś dziadostwo! I się tak z tym całym szajsem bujam. Głupio chyba. Ale przecież miałam być optymistką! I to niepoprawną! Staram się, wierzcie mi, że to robię. Wierzę, że w te kilka dni po Świętach uda mi się stworzyć dwie szałowe kreacje. Gorzej z wiarą w partnera. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, nawet piąty(!) - odpadł. Okazuje się, że wszyscy sensowni faceci są zajęci. Raczej mnie to nie dziwi, ale liczyłam na odrobinę szczęścia. Liczyć jednak nie powinnam. Teraz już wiem. Mogłam nie być taka wybredna. Tyle, że nie potrafię zadowolić się byle czym. Wolę nie mieć nic niż jakąś namiastkę. W liceum miewałam substytuty facetów, którzy mi się podobali. Ale to chyba tylko po to, żeby częściej wzdychać... Teraz nie wzdycham. I może to jest mój błąd? Chociaż to by chyba wiele nie zmieniło, bo nie szukam męża tylko osoby towarzyszącej. Bardziej prawdopodobne jest to, że jestem dziwna, albo nikt mnie nie lubi. Stara dobra wersja. Nie mam jednak zamiaru tego roztrząsać. Tak samo, jak nie mam zamiaru brać ze sobą byle kogo w ostatniej chwili. Z ostatniej chwili na pewno nie są te zdjęcia. Ta wiosna jest sprzed dwóch tygodni. Postanowiłam podzielić się z Wami słońcem przed tymi Świętami...







czwartek, 28 marca 2013

Inna.















Trwając w zawieszeniu między zimą i wiosną - miksuję. Na typowo zimowe szmatki już za późno. Ile można męczyć te klimaty?! Na stu procentową wiosnę jest za zimno. Więc cóż - trzeba kombinować. Kombinuję i przyznam, że sprawia mi to przyjemność. Niby bez jakiś większych zmian, ale czuję się inaczej w tej ciut lżejszej wersji. Jest futrzak, czapa, duża kurtka, nawet śnieg, ale to i tak nie jest już prawdziwa zima. Mimo lżejszych butów i cienkiej, koronkowej kiecki nie jest to też wiosna. To zawieszenie nie tyczy się tylko pogody i ciuchów, które na siebie wkładam. To wielkie zawieszenie, które mnie wciągnęło w swoją próżniową pustkę. Irytująca sytuacja. Przeciągająca się w nieskończoność. I niby coś chce drgnąć, ja cała w środku krzyczę, ale nic się nie zmienia. Kolejna ironia, która we mnie uderza. Szczerze, to nie mam pojęcia jak silnego bodźca potrzebuję, żeby wydostać się z tego marazmu. Chcę tryskać optymizmem, chcę inspirować, chcę stworzyć stworzyć miejsce, do którego będzie z chęcią zaglądać i z uśmiechem opuszczać. Chcę, żebyście mieli ochotę tu wracać, żebyście zawsze chcieli więcej. Co z tego wychodzi? Chyba tylko ja tu wracam ze stosunkowo satysfakcjonującą częstotliwością. Marudzę, wiecznie nie mam czasu i ciągle czegoś mi brakuje. To nie jest dobre. Mało tego - to cholernie kiepskie jest. Nie myślcie, że o tym nie wiem. Niech mi tylko ktoś sprzeda tego kopa, którego tak potrzebuję, bo na razie zawodzę i siebie i Was. 

(Słucham tego od lat i zawsze mam wrażenie, że to o mnie... Dziś towarzyszy mi od rana, więc podzielę się z Wami :))

wtorek, 26 marca 2013

Marudzenie o zimnie.










Przy okazji poniedziałku zachciało mi się wiosny. Tej ciepłej i słonecznej. Nie wiem tylko do kogo powinnam się z tą zachcianką zgłosić. Śnieg śniegiem, zima zimą, ale przez ostatnie dni dramatycznie mi przemarzły ręce, co odbije się na moim późniejszym wyglądzie... Żartuję oczywiście, ale fakt faktem ręce dostały po dupie i boję się, że będą znowu brzydsze. A przecież zbliża się wielkimi krokami pora wyjściowych sukienek. I co? Będę taka wystrojona, cała zrobiona, z narysowaną twarzą, w wieczorowej sukience i z dłoniami Wokulskiego. Tyle, że moje nie są wielkie. Gdybym jeszcze nie nosiła rękawiczek, to mogłabym mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Ale tak nie jest. Noszę je. Zawsze! Dłużej niż wszyscy. Dlatego chcę ciepła. Nie dlatego, że rzygam śniegiem. Wcale nim nie rzygam. Mam tylko uraz do niskich temperatur, nic więcej. A wspomniane wielkie wyjście faktycznie coraz bliżej, a ja jestem w rozsypce. Jedna sukienka leży nietknięta. Sukienka to wielkie słowo - mam na myśli materiały i pomysł... Druga sukienka (ta ważniejsza) to częściowo poprzeszywany materiał z masą szpilek. Jest na dobrej drodze, ale najdalej w połowie. Oj, muszę iść spać, bo chyba marudna jestem...