piątek, 6 maja 2016

Dziesięć.


Właśnie mija dziesięć lat od mojej matury. Trochę, jakby to było wczoraj, trochę przepaść, jakieś sto lat świetlnych... Jedno jest pewne, już wtedy doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to jeden z najfantastyczniejszych okresów mojego życia. To był naprawdę piękny czas. Końca dobiegał mój związek z Gliwicami, więc czerpałam wszystko pełnymi garściami. Starałam się wykorzystać każdy moment, bo mój wyjazd zbliżał się wielkimi krokami. Zbierałam wspomnienia, chciałam być wszędzie, robić wszystko i ciągle było mi mało. To ten fantastyczny stan, który daje tylko i wyłącznie ograniczenie czasowe. Inaczej nie da się go osiągnąć. Nie ma odkładania na potem, to słowo praktycznie nie istnieje. Jest tylko tu i teraz. I ten nienasycony apetyt. Ajj, aż się łezka w oku kręci. Było naprawdę dobrze...

Wszyscy mi zawsze powtarzali, że zatęsknię za szkołą szybciej niż mi się wydaje (dodam, że nie byłam jej wielką fanką)... Nie zatęskniłam do dziś. Jeśli miałabym się cofnąć do jakiegoś momentu wybrałabym chyba początek, inaczej nie dałoby rady ogarnąć tego całego burdelu. Nie chciałabym jeszcze raz przerabiać szkoły, nauczycieli, godzin poświęconych na rzeczy, które zupełnie mnie nie interesowały, tych wielkich zawodów miłosnych, od których rozsypywałam się na kawałki, a które były warte tyle co nic... Nie chciałabym mieć tamtego podejścia do świata, do siebie, tamtych problemów i pomysłów. I nie chciałabym mieć tych dziewiętnastu lat, jeśli znowu miałabym być dokładnie tamtą mną. Inna biegałam na te egzaminy. Cieszę się, że mam już to wszystko za sobą. Walizka cudownych wspomnień warta jest tego mijającego czasu. A że bagaż doświadczeń nieraz doskwiera, cóż...














4 komentarze:

  1. stanęłam nagle z przerażeniem w oczach zastanawiajac się ile lat minęło od mojej, co do tej pory osiągnęłam, gdzie jestema gdzie chciałam być..
    Świetny zestaw, sukienka idealnie na Tobie leży ;)

    OdpowiedzUsuń