Wiosna! Powitała nas listopadowym chłodem, wiatrem, deszczem i cóż, śniegiem! Zaprezentowała swoją najciemniejszą stronę, czyli teraz będzie już tylko lepiej. Czekałam na nią, jak się czeka na najbliższą osobę, której podróż nieoczekiwanie się przedłuża… Czułam ją w powietrzu już od jakiegoś czasu. Sprawiała, że czułam radosne podniecenie ciepłem, słońcem, pojawiającymi się pąkami… Była coraz bliżej i dawała o sobie znać. Ale teraz w końcu jest. Doszła, przyszła i już zostanie, musi zostać! I nieważne w co przyszła odziana. Śnieżną burzą by mnie nawet nie zwiodła! Jest i przyniosła ze sobą spokój, nawet jeśli za oknem go chwilowo nie widać. Przyszła z tą cudowną pewnością, że teraz naprawdę będzie już tylko lepiej. Słońce będzie świeciło mocniej, dni będą coraz dłuższe i dłuższe, wieczory coraz cieplejsze… Już nie będzie szaro, smutno i depresyjnie. Matko, jak ja się cieszę! Nie zniosłabym już dłużej tego potwornego czekania, karmienia się okruchami, które rozrzucała od niechcenia. Mimo, że ta zima była łagodna, stosunkowo szybko minęła, stosunkowo spokojnie, okropnie mnie zmęczyła. Pomijając wszystko inne, ta ciągła ciemność doprowadzała mnie do szaleństwa. Pozapalane lampy wcale nie przynosiły ukojenia. W sumie nic go tak naprawdę nie przynosiło. Chodziłam senna, trochę po omacku, czułam jak wszystko przecieka mi między palcami, a to naprawdę koszmarne uczucie. Koszmarny stan. Taki sen, który wcale się nie śni, ale ciągnie się w nieskończoność, męczy, dręczy, wpędza w nicość i ironicznie się uśmiecha… Pora się otrząsnąć, umyć oczy z resztek snu, już jest dobrze... Dziękuję, że już jesteś, teraz czas na wielkie rzeczy!
Świetna ramoneska, ale przepraszam, że to napiszę, ale buty tragiczne :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, MÓJ BLOG/ KLIK :))