Jako, że buty zajmują sporą część moich myśli dzisiejszy post poświęcę im właśnie. Nadszedł szczęśliwy dzień, kiedy mogę sobie w końcu kupić buty właśnie. Ci z Was, którzy czytują mnie od dłuższego czasu wiedzą, że miałam na nie szlaban. Dosyć długo. Udało mi się dobrnąć do jego końca bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym (mam nadzieję!). I nigdy bym nie pomyślała, że problem będę miała dopiero teraz. Jak to mówią: osiołkowi w żłobie dano. Mogę kupić sobie jedną parę. Tylko jedną. I to dopiero jest kosmos! W tej chwili w zakładkach mam otwarte dwanaście par. A to już po bardzo ostrej selekcji. Staram się zdecydować na kolor. Albo chociaż fason, żeby było łatwiej, ale nic z tego. Siedzę, przeglądam, rozmyślam. Chociaż równie dobrze, mogłabym wybrać na chybił trafił. Szanse, że będę zadowolona są większe, niż wygrana w totolotka. Dużo większe. Z drugiej strony, ile bym nie siedziała i tak po zakupie będę się zastanawiać czy TAMTE nie były ładniejsze. Klucza do sukcesu jeszcze nie znalazłam. Może jutro doznam olśnienia, kiedy będę spacerować po plaży. Wtedy różne myśli przychodzą do głowy. Należy mieć nadzieję, że będą to dobre myśli.
buty - New Look
sukienka - Pracownia Maszynoszycie
kurtka - Allegro