poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Mała majówka.





















 Mała majówka, czyli piękny weekend tydzień przed... Jeden z tych momentów, których wspomnienie wywołuje uśmiech na twarzy. To była ta chwila, kiedy czas magicznie się zatrzymał. Tu i teraz nic nie trzeba, wszystko można... Zatoka piękna jak zawsze - hipnotyzujący widok, odrobina słońca, dużo piasku, biegający pies. Idealnie. Można powiedzieć, że to mój pierwszy skrawek tegorocznych wakacji. Tak, tak - wakacji, dzielę rok na dwie części, jest zima i okres od kwietnia/maja do września/października (zależnie od warunków pogodowych!), w skrócie nazwany wakacjami. Teraz przed nami prawdziwa majówka. Życzyłabym sobie, żeby prognozy się nie sprawdziły... W końcu majówka to powinno być słońce, świeże powietrze, ogród, rower, plaża, rolki, grill, książka/gazetka na leżaku... Co z tego, że krótka, chciałabym żeby była wyjątkowo treściwa!

sobota, 25 kwietnia 2015

Słodka ucieczka.












 Mój absolutnie ulubiony w tym sezonie cukierkowy zestaw (płaszcz+buty) i zawsze ukochany czarno-biały pasiak. Do tego odkrycie zeszłego sezonu - owy kwitnący w porcie krzak (wcześniej jakoś nie zwracałam na niego uwagi, aż do TYCH zdjęć...). Wszystko razem tworzy obrazek tak słodki, że niemal czuję w powietrzu zapach maleńkich białych kwiatków... 
W zeszłym roku drzewo było bielsze, moje włosy dłuższe i rude. Jeansy z tamtych zdjęć umarły, reszta nadal utrzymuje się w czołówce moich ulubionych rzeczy. Wtedy nadchodziły Święta, dziś już prawie nie pamiętam, kiedy minęły! Teraz skupiam się na majówce, która już dziś ożywiła Jastarnię. W końcu majówka to takie małe wakacje! Wierzyć mi się nie chce, że jest tuż za rogiem. Chyba się starzeję. Dupa mi rośnie, czas pędzi jak oszalały, zdaje mi się, że przestaję za tym wszystkim nadążać. Albo zwyczaje nie chce mi się już gonić. Chciałabym to wszystko jakoś spowolnić. Najchętniej wcisnąć pauzę na kilka chwil... Myślicie, że to możliwe? Ostatni bieg mnie wykończył. Nie jestem już pewna czy bardziej goniłam, czy raczej uciekałam. Przed całym światem, przed sobą... A wiecie co? Ja naprawdę nie lubię biegać! Ani dosłownie, ani w przenośni, ani w ogóle! Mimo, że to teraz tak super-hiper-w dupę modne. (W zasadzie ten fakt bardziej mnie zniechęca, niż zachęca...) 


czwartek, 23 kwietnia 2015

Płacząca pantera.



















 Kilka chwil temu dosłownie płakałam, że nie zdążyłam ubrać, sfotografować, wykorzystać, wrzucić na bloga wszystkiego, co miałam w planie (i w szafie!) na wakacje. Ani się obejrzałam i znów przyszło mi płakać... Tyle, że ten płacz zdaje się mniej gorzki. W cudowny sposób łzy osuszają gorące (wcale nie przesadzam!) promienie słońca. Zrobiło się ciepło, przyjemnie, pięknie i już prawie całkiem zielono. Zrobiło się tak, że teraz na gwałt staram się wykorzystać najwięcej (jak to możliwe) zimowych rzeczy... Zima nie była owocna, powstałych zaległości nie zdołam już nadrobić, ale trochę ciuchów tu jeszcze przemycę. Nie chcę żałować tak bardzo, jak po zeszłym lecie, więc wykorzystuję na zdjęcia każdą okazję (naprawdę się staram!) i zrobię wszystko, żeby po tych wakacjach już niczego żałować. Plan jest. I teraz wszystko (i wszyscy) powinni mnie w tym wspierać. Głupie (i mniej głupie) sprawy nie powinny zajmować mi całego dnia. Cały ten przedsezonowy (i potem sezonowy) zgiełk powinien być na tyle umiarkowany, żeby starczyło mi czasu na życie. Bo wtedy już na pewno znajdę czas na bloga (i zdjęcia, które w pewnym sensie są częścią życia, jeśli je mam...). 
To może jednak nie będę już płakać. W sumie bardziej cieszę się na szorty (w których dziś z radością paradowałam od rana!), niż jest mi żal futer (które uwielbiam, ale cóż...). Mówią, że nie można mieć wszystkiego. Chwilowo się tego trzymam, żeby nie zwariować!