środa, 31 października 2012

Holy Skirt!


Nie byłabym sobą, gdybym jednak nie uczciła jakoś tego całego dnia spódnicy. Wczoraj odeszło w niepamięć (razem z tymi nieszczęsnymi spodniami) i z tej okazji wskoczyłam w spódnicę. Żeby było bardziej szałowo wybrałam cekinową. A co! Jak szaleć, to szaleć. I nie myślcie, że Was oszukuję i mam na sobie sukienkę (tak samo czarną i cekinową, którą prezentowałam jakiś rak temu...) - to najprawdziwsza spódnica. Z niewiadomych przyczyn nie noszę ich zbyt często, prędzej sięgam po sukienkę, a przecież spódnice mają mnóstwo zalet! I dziś właśnie mam zamiar wymienić kilka z nich. Przede wszystkim dają mnóstwo możliwości, o niebo więcej niż sukienki. Krótkie eksponują nogi, długie przyjemnie falują, ukrywając wszystko przed światem. Są kobiece, ciekawe i ładne. Z morza fasonów zawsze wyłowi się coś odpowiedniego na daną okazję. Ja uwielbiam klasyczne miniówki, ultrakobiece i zgrabne ołówkowe i te zupełnie długie, mogą się nawet ciągnąć po ziemi. Nie przepadam za tymi do kolana, które rozszerzają się na dole. Ale ogólnie można powiedzieć, że wszystkie spódnice uważa za fajne. Wydaje mi się, że kobiety powinny je nosić jak najczęściej. Nie tylko dlatego, że (wydaje mi się)  panowie to lubią, ale zwyczajnie dla samej siebie. Żeby wyglądać i czuć się kobieco, żeby pokazać czasem kawałek nogi. To przecież przyjemne. Przeraża mnie jak patrzę na małe dziewczynki, które praktycznie codziennie maszerują ze szkoły w spodniach. Te starsze tak samo. Potem patrzę na matki, czy też potencjalne matki i co? Spodnie. Oczywiście, ze spodnie są rewelacyjne. Są wygodne, praktyczne, ale nie dajmy się zwariować. Jak się założy grube rajstopy, to w spódnicy jest tak samo ciepło, jak w spodniach. Dlatego drogie panie - wskakujcie w spódnice tak często, jak tylko możecie!






wtorek, 30 października 2012

Bez spódnicy w dzień spódnicy.


Ponoć dziś jest dzień spódnicy. Jeśli tak jest istotnie, to jestem pierdoła, bo obchodziłam go w spodniach. 
Ok, sprawdziłam, faktycznie jest dziś coś takiego. I rzeczywiście jestem pierdołą. Cóż, na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że dowiedziałam się o tym jakieś 15 minut  temu... W ramach zadośćuczynienia jutro bezwzględnie jakąś ubiorę. Bez względu na pogodę! Taki fajny dzień, a ja jestem takim ignorantem... Żal i trzoda, nie ma co! Zmieniając dotychczasowy charakter tego wpisu powiem Wam o moich dwóch odkryciach. Pierwszym są te oto spodnie, które możecie dziś oglądać. Kupiłam je przed wakacjami i zupełnie o nich zapomniałam. Może i dobrze, bo przy wyższych temperaturach mogłabym się troszkę zagotować. Chociaż mogę się mylić. Nie sprawdziłam - nie wiem. Tak czy inaczej z hukiem wskoczyły na listę moich ulubionych. Nie dość, że cudownie szare, to jeszcze mięciutkie i wygodne. Cudne! Odkrycie numer dwa to moje dzisiejsze kolory. Kolejne 'moje ulubione' połączenie. Absolutnie idealne!











poniedziałek, 29 października 2012

Niezła dupa.


Zasmakowałam ostatnio w prostych połączeniach, klasycznych zestawach. W kombinacjach, które nie szokują i nie wnoszą nic nowego. Odkryłam, że czuję się w nich fenomenalnie. Stąd kolejny zwyczajny strój. Moje pierwsze rurki. Długo żyłam w przekonaniu, że nie powinnam nosić spodni tego typu. Bałam się nawet iść do sklepu i sprawdzić jak będę w nich wyglądała. Przełamałam się w pewne wakacje (chyba w 2007), poszłam do sklepu, ciekawość wzięła górę, przymierzyłam i zaraz kupiłam. Byłam w tak wielkim szoku, że jednak nie jest najgorzej, że zaraz je wzięłam. Z kolei sweter jest moim kolejnym niefotogenicznym ciuchem. Jest w kolorze morskiej, butelkowej zieleni, a nie szaro-zielonkawy, jak na zdjęciach. Cóż. W tym oto stroju zostałam nadzwyczajnie skomplementowana przez chłopca, który nie sięgał mi do biustu nawet. Szło sobie dwóch miniaturowych facetów i jeden do drugiego rzucił: Ty patrz jaka niezła dupa. I mnie minęli. A ja stłumiłam w sobie wybuch śmiechu, uśmiechając się tylko pod nosem. Myślę, że to przez ten złoty łańcuch.  Niezłe dupy chyba noszą złoto... 








niedziela, 28 października 2012

Sukienek ciąg dalszy.

 
Sukienkowy szał trwa. Mimo, że szału nie widać. Bo bez koloru, bo prosto i zwyczajnie. Ale też ciepło i przyjemnie. Znalazłam w szafie sukienkę, którą zachwyciłam się w lecie. Klasyczna, ciepła, wełniana. Oszalałam na jej punkcie, kupiłam i kazałam jej czekać Aż do dziś. Nie widzicie jej może zbyt dokładnie, ale spokojnie, niebawem pojawi się w całej okazałości. Tyle, że w domowym zaciszu, bo ma rękaw 3/4, a ja już nie zamierzam aż tak rozbierać się na zewnątrz. Wspominałam ostatnio jak bardzo nie lubię marznąć. Dlatego dziś nie zrzuciłam płaszcza. Mimo słońca, które się pojawiało. Co do samego płaszcza - jeden z moich najlepszych zakupów typu japan style. Ma już kilka lat, a dalej jest w znakomitej kondycji. I bez zmian należy do moich ulubionych. 









piątek, 26 października 2012

Czarno-białe kontra wiatr i deszcz.

 
Połączenie czerni z bielą jest absolutnie idealne, kolejny raz się o tym przekonałam.  Mimo, że uwielbiam mnóstwo kolorów, kocham ich przeróżne kombinacje, ale to ten klasyk jest w stu procentach idealny. Zawsze. Klasyczny, elegancki, bezpieczny. Momentami może być nudny. Zawsze jednak jest dobry... Tak samo jak sukienka! Zgodnie z zapowiedziami jest i ona - kiecka. Ta akurat wisiała na linii wzroku od chwili, kiedy przyniosłam do szafy jesienno-zimowe ciuchy. Kusiła mnie i zachęcała, ale ja twardo wybierałam spodnie. Bo na spodnie cały czas miałam ochotę. Co zresztą mogliście zaobserwować. Teraz naszło mnie na kiecki , ale zrobiło się tak cholernie zimno, że nie wiem ile w nich wytrzymam. Nie ma jednak sensu narzekać na warunki atmosferyczne, to nie TVN Meteo... Czyż nie? Jakby jednak kogoś interesowała pogoda w Jastarni to proszę: pada deszcz, grad, deszcz, poza tym wieje i jest ok. 5 stopni. Cudownie, na plaży fenomenalne fale, długie, równe. Swoją drogą pogoda jest całkiem istotna jeśli chodzi o ubiór. Dla własnego komfortu lepiej się do niej dostosowywać. Kiedyś byłam bardzo dumna, kiedy polonistka podała mnie jako przykład nonkonformisty. I w pewnym sensie to się zgadza, Jednak jeśli chodzi o pogodę, a szczególnie temperaturę - jestem całkowicie uległa. Nienawidzę jak jest mi zimno. Gotować też się ni lubię, ale zimno przeraża mnie bardziej. Dlatego nie ma mowy o kombinowaniu, ani eksperymentach. Rękawiczki muszą być. Widziałam w tramwaju trzy młodziutkie dziewczyny, była prawie północ, luty, wszędzie pełno śniegu, a one równiutko w tenisówkach, cienkich rajstopkach, miniówkach lub szortach i skórzanych (eco) kurteczkach. Wspomnienie tego widoku mrozi mnie do dziś. Są rzeczy, których absolutnie nie jestem w stanie pojąć. Ta zdecydowanie do nich należy. W końcu było zimno jak cholera! Mimo, że dziś było cieplej niż wtedy, prezentuję prawie zimowy zestaw, a co!
 

Nagadałam się, że deszcz, że fuj, a tu psikus, zdjęcia w słoneczku! Czasem wierzę we własne szczęście, gdybym czekała ze zdjęciami do wieczora, nic by z tego nie wyszło. Chyba, że zrobiłabym w domu, ale wtedy nie zobaczylibyście mojej cudownej kurtki, która zalicza się do moich prezentów idealnych. Miłego oglądania!









środa, 24 października 2012

Z miłości do srebra!

 
Miała być sukienka, albo spódniczka. I naprawdę chciałam ubrać coś z tego gatunku, ale wczoraj w końcu przyszły do mnie moje wyczekane leginsy! Jak może pamiętacie miałam już jedne, ale ich żywot dobiegł końca... MUSIAŁAM więc kupić następne. I oczywiście od razu w nie wskoczyć. Może nie dosłownie, ale dziś już mam je na tyłku. Nie wyobrażacie sobie jak bardzo się z tego drobnego faktu cieszę. Ponoć dobrze cieszyć się z małych rzeczy. Zdrowo. Przy okazji prezentuję jedno z wielu moich absolutnie ukochanych połączeń kolorystycznych. Moim skromnym zdaniem jest naprawdę udane! Jutro natomiast planuję (w końcu) kieckę. Żeby nie być gołosłowną, żeby być trochę dziewczęcą...