niedziela, 30 października 2011

Szaro, ciepło i przyjemnie.

 
Czy zauważyliście, że październikowa pogoda bardzo nas rozpieszcza? Noszę kozaki i czapki, ale chyba bardziej dlatego, że się za nimi stęskniłam, niż z potrzeby. Wyciągnęłam też kilka cieplejszych kurtek. A za oknem cieplutko, nawet wieczorem. Nic tylko się cieszyć. Szczególnie, że klimat ostatnio nam płatał figle i przeplatał półroczne zimy z latem, co moim zdaniem było lepsze od wcześniejszych jesieni przeplatanych z wiosnami. Tak czy inaczej, w tym roku mamy prawdziwą jesień. Długą, ładną, z deszczem i słońcem. Chociaż właściwie kolejność powinna być odwrotna, bo mamy więcej słońca. 
Co do zdjęć - są z wczoraj. Pewnie już zauważyliście, że te buty i czapka często się pojawiają. Cóż, chyba lubię szary jeszcze bardziej niż myślałam.




piątek, 28 października 2011

Marine.

O ile się nie mylę o mojej marynarskiej miłości wspominałam już minimum raz. Choć zapewne okazji (wykorzystanych) było więcej. Mniejsza z tym. Mimo, że za oknami mamy prawdziwą polską jesień, bliżej nam do zimy, niż do lata, to moje uwielbienie nie słabnie. Bez względu na to czy słońce złoci się w opadających żółtych liściach, czy deszcz szaleje z wiatrem, ja trwam w marynarskim transie. Podejrzewam, że kiedy spadnie śnieg, to również się nie zmieni. Cały szeroko pojęty styl marynarski jest dla mnie bowiem czymś więcej niż sezonowym (letnim) trendem. Jest w nim klasyka, szyk, elegancja, pazur wakacyjnej wolności, prostota, minimalizm i bogactwo, które absolutnie nie wykluczają się wzajemnie. To ubrania pachnące tęsknotą za dalekimi podróżami, wspomnieniami, ubrania, które wyrażają świadomość własnej wartości. Jest w nich coś wyniosłego, coś nieuchwytnego, łączącego teraźniejszość z przeszłością. Wolność, spokój, pewność siebie. Morze skojarzeń i obrazów...







 blezer - New Look
top - House
spodnie - Moschino
torebka - Betsey Johnson
buty i chustka - Allegro

wtorek, 25 października 2011

Like a Princess!

Wydaje mi się, że większość dziewczynek marzy o tym, żeby być księżniczką. Większość dziewczyn marzy o spotkaniu księcia z bajki. Większość kobiet zdaje sobie sprawę z tego, że bycie księżniczką wcale nie jest takie różowe, a książę z bajki albo nie istnieje, albo używa truskawkowego błyszczyka, co nie zawsze okazuje się spełnieniem marzeń. Tak czy inaczej uwielbiam dziewczęce, księżniczkowate, czasem słodkie, na granicy kiczu, ale urocze stylizacje. Dlatego ubóstwiam Betsey Johnson. Dlatego cały czas lubię różowy kolor. Pewnie dlatego nigdy nie dorosnę. I do szczęścia nie potrzebuję wcale tak dużo (nie licząc butów, ich do szczęścia potrzebuję akurat wyjątkowo dużo...), wystarczy fuksjowa szminka (aż chce się zacytować Renatę Przemyk - Nie lubisz ewidentnych ust, więc nakładam ostry róż...), jakaś sukieneczka, cukierkowe szpilki, mocny lakier do paznokci, no dobra, lista robi się długawa, ale to wcale nie tak dużo... Fajnie czasem poczuć się jak księżniczka. To niezwykle przyjemne. I chyba zdrowe! Polecam.











poniedziałek, 24 października 2011

Chaos.

Prawdopodobnie nie jestem przebojowa. Prawdopodobnie nie jestem zbyt stylowa. Prawdopodobnie niczym szczególnym się nie wyróżniam. Z tego co wyczytałam w starszych komentarzach jestem też całkiem beznadziejna i niesamowicie wkurzająca, ale mimo to, nie mam na razie zamiaru znikać. Tak więc mimo, że raczej nie powalam jestem w stanie zaobserwować pewne zjawiska. W modzie również. Nie będę dziś zachwycać się ostatnio widzianymi pokazami, butami, które wpadły mi w oko, projektantami, których uwielbiam. To w kolejnych postach. Dziś chciałabym wrócić do czegoś, co znowu przykuło moją uwagę. Mam na myśli tendencje modowe. Konkretnie 'wrzucę na siebie wszystko, co mi wpadnie w ręce i w ten sposób powstanie najoryginalniejsza stylizacja roku'. Najlepiej jeszcze przy tym oczy zamknąć. Co ciekawe, te eksperymenty są niezwykle powtarzalne. Na ten sam pomysł wpada sto innych osób. I w gruncie rzeczy wybór (czy przypadek) sprawia, że są oryginalni w równym stopniu co pozostali, czyli nie są oryginalni wcale. Zatem ktoś wpadł na pomysł zestawienia wszystkiego, co do siebie nie pasuje (mówi się, że nie pasuje do siebie pozornie, ale moim zdaniem nie pasuje tak po prostu...) i inne oryginały to podchwyciły. Zabawne zjawisko. Wydawałoby się, że osoby, które stosują się do tej zasady przy wyborze stroju chcą się wyróżniać... Nie zdają sobie sprawy, że zrobiła się masa wyznawców tego misz-maszu? Czy to nie czas zrobić krok na przód? Jeżeli chodzi o mnie, jestem chyba tradycjonalistką . Lubię różne ciekawe rozwiązania i pomysły, ale ten trend jest dla mnie zbyt ekstrawagancki. Nie potrafię w nim dostrzec niczego ciekawego, niczego, takiego, żebym chciała popłynąć tym nurtem. Prawdopodobnie wynika z tego, że jestem nudna i mam zamknięty umysł. Może to dlatego, że jestem panną i wybitnie nie znoszę bałaganu. Nie oznacza to, że wybieram tylko zachowawcze stroje. Po prostu istnieje granica chaosu, który mnie odpycha.