poniedziałek, 27 października 2014

Nowy sezon.










 Pierwsze rajstopy w tym sezonie. Długo z tym zwlekałam, ale jak już ostatnio wspominałam - lato zostało już tylko wspomnieniem. Albo aż… Dopóki jest co wspominać, jest dobrze. Wydaje mi się, że dni, po których nie zostają nawet wspomnienia, są w pewnym sensie czasem straconym. Skoro nie wspominamy, to nie wydarzyło się nic godnego uwagi. A to zawsze smutne. Szkoda mi takich chwil…
Co do wspomnień, to miejsce w którym stoję, jest ich pełne! Ogromnie lubiłam spędzać tu czas. To trochę moje dzieciństwo, trochę pierwsze prawie dorosłe wakacje… A teraz co? Rzadko trafiam do Juraty i żałuję, bo jest tu masa świetnych miejsc do sfotografowania. Ja oczywiście trafiłam na molo, jakże inaczej, ale przy kolejnej okazji wybiorę inne miejsce… 
Kurczę, to wszystko przez ten pośpiech. Trochę mnie ostatnio zżera ten notoryczny brak czasu. Szczerze tego nienawidzę. Wiem, że jest masa ludzi uwielbiających ciągły bieg, ale ja zdecydowanie lubię czasem usiąść z książką, filiżanką kawy, schować się pod kocem i obejrzeć film, zwolnić, jeśli nie zatrzymać się. Przez to wyleciał mi z rąk sznurek trzymający bloga. Wszystko się rozlazło. Ja się rozlazłam. Coś okropnego. 
Pora na nowy sezon.

sobota, 25 października 2014

Między pytaniem a odpowiedzią.










 Wierzyć mi się nie chce, że te gołe nogi miałam zaledwie tydzień temu. Dziś wahałabym się między grubym futrem, a ciepłą pikowaną kurtką... Wybrałam jednak opcję: nie wychylam nosa z domu. Słuchając odgłosów zza okna, jestem przekonana, że to była dobra decyzja.
Zdaje się, że to już najwyższa pora na przeorganizowanie okryć wierzchnich. Witajcie wszystkie ciepłe i grube rzeczy! Przestałam się łudzić, że jeszcze się gdzieś wybiorę w sandałach. Żegnajcie gołe nogi i lekkie okrycia… Sweter i owszem, ale raczej pod czymś. 
 Bardzo długo odsuwałam od siebie tę myśl. Jak się teraz nad tym zastanawiam, to chciałam chyba w letniej sukience przekoczować do Gwiazdki… Głupia ja. Naiwna. Wydaje mi się jednak, że znam przyczynę. Liczyłam na to, że uwiecznię jeszcze wszystkie moje ulubione zestawy z minionych wakacji. Te, których nie miałam okazji sfotografować i trochę mi tego żal. Czyli wszystko sprowadza się do własnej próżności. Kolejny raz. Bo ten cały blogowy bajzel to chyba w dużej mierze próżność. Tak mi się przynajmniej w tej chwili wydaje. Mało tego, nie jestem w stanie nawet dokładnie określić, po co to robię. Ok, lubię to, to chyba podstawowy powód. Ale czy wystarczająco konkretny? Oczywiście należy w życiu dążyć do szczęścia i ogólnego zadowolenia. Trzeba robić rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Tylko tu pojawia się pytanie czemu to lubię, co tak właściwie sprawia mi tę przyjemność? Te kilka lajków i miłych komentarzy, garstka obserwatorów, zdjęcia, które zyskały w moim planie dnia tak naturalny status jak obiad? Jeśli chodzi o ciuchy i inne bzdety związane z szafą, to od czasu, kiedy zaczęłam tu działać, wcale nie kupuję więcej, pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że kupuję zdecydowanie mniej i przede wszystkim zaczęłam się bardziej zastanawiać nad tym, co wybieram. A trzeba tu zaznaczyć, że nie dostaję nic za darmo. Nie licząc prezentów, np. urodzinowych, jak ten piękny naszyjnik mojej ukochanej Betsey Johnson. Ale to przecież zupełnie inna bajka... Będąc przy temacie tak zwanych prezentów, to śmieję się, że jestem najmniejszą blogerką świata. Z najmniejszą na świecie popularnością. Zdecydowanie nie trafiam w masowe gusta. Czy to znaczy, że mam swoją własną niszę? Blogerka niszowa brzmi całkiem przyjemnie… Ale nie siląc się na żadną fałszywą skromność, kiedy zaczynałam, wcale nie liczyłam na wielką sławę. Nie myślałam o darmowych szmatkach, chyba nawet nie wiedziałam, że tak można… Chciałam się po prostu podzielić z kimś moim spojrzeniem na modę. I tu też nie jestem pewna dlaczego. Co zabawne, byłam z siebie bardziej zadowolona, niż jestem w tej chwili, choć powinno być odwrotnie, bo w moim własnym mniemaniu to teraz jestem 'lepsza'. A już na pewno bardziej świadoma. Tylko dalej nie wiem czy to jest wystarczająca odpowiedź. Ha! Czy to w ogóle jest odpowiedź… Bo szczerze - jeśli to tylko próżność, to słabo...


czwartek, 23 października 2014

Odrobina kobaltu.











 Odrobina trendów w moim wydaniu, czyli kobalt - jeden z kolorów tego sezonu. Przyznaję, że ostatnio odpuściłam (bardziej niż zwykle) śledzenie trendów, a już na pewno podążanie za nimi. To stało się moją małą obsesją. Jeśli widzę coś super modnego, z reguły to odrzucam. Wszystko przez to, że przeraża mnie wizja klonowatego wyglądu. Zdaje się, że to trochę za sprawą blogów. Kiedy widzę jakąś świetną rzecz, to mówię łał, ale kiedy w ciągu tygodnia atakuje mnie z każdej strony, stwierdzam, że to wcale nie jest takie łał… To samo z zestawami, które w zasadzie niczym się od siebie nie różnią. Miliony zdjęć i kilka powielanych w nieskończoność schematów. Różnicą może być kolor włosów lub grubość nóg. Być może przesadzam, albo jestem zwyczajnie przewrażliwiona, ale staram się od tego uciec. Przekora to jedna z dominujących cech mojego charakteru i to może stąd… Istnieje też możliwość, że mam najzwyczajniej w świecie kiepski gust. Dokonuję słabych wyborów i dlatego nie jestem wystarczająco modna. Dla mnie jednak bardziej liczy się robienie rzeczy po swojemu. To tyczy się wszystkiego, z ubieraniem na czele. Od bycia najmodniejszym manekinem, wolę być od stóp do głów w swoim stylu, choćbym miała wyjść na tym gorzej. Poza tym kopiowanie gotowców nie jest sztuką. Pomijając, że nie zawsze jest korzystne… Sztuką jest zabawa i kombinowanie. Sztuką jest stworzenie swoich gotowców. Odkrycie wszystkich swoich wad i zalet i odpowiednio ukrywanie ich i eksponowanie. Chodzi o to, żeby stworzyć swoje własne cudowne zestawy, które będą ratowały z opresji, kiedy czas nagli… Zdecydowanie ta zabawa daje mi więcej frajdy. 

niedziela, 19 października 2014

Namiastka lata.


 I oto przed Wami klasyka gatunku. Każdy, kto zagląda tu od dłuższego czasu, doskonale wie, że paski i marynarskie klimaty to jedne z moich największych modowych obsesji. Coś, co nigdy mi się nie znudzi i zawsze będzie miało w mojej szafie odpowiednio dużo miejsca. Osobiście uważam, że jeśli chodzi o klasyczny minimalizm, nie ma idealniejszego połączenia. W sumie nie ma co się rozpisywać… Granat z bielą broni się sam. Zawsze! Zostawiam Was więc z jednym z tysiąca moich marynarskich zestawów. Z jesienną namiastką lata...