poniedziałek, 31 marca 2014

Słońce dla mnie.












 Lubię tam być. Lubię tak bardzo, jak to tylko możliwe. A może jeszcze bardziej? Bo Chałupy są magiczne. Mają to coś, niezwykły klimat. I cóż, sprawiają, że słońce świeci tylko dla mnie. Szczególnie teraz, kiedy plaża jest cudownie pusta. Najcudowniejszy widok świata mam na wyłączność. To naprawdę coś wielkiego! Recepta na udany dzień, na naładowanie baterii, na doskonałą odskocznię od codzienności. Bo tam czas płynie inaczej. Prawie jak w domu, ale wiadomo, że prawie robi wielką różnicę…

sobota, 29 marca 2014

Czarno na białym.


Dziś jedna z miliona interpretacji mojego (prawdopodobnie) ulubionego wiosennego trendu. Jeśli nie czytaliście mojej małej ściągi w poprzednim poście, a zdjęcia nic konkretnego (poza paskami) Wam nie podpowiadają, już wyjaśniam! Chodzi o mix czarno-białych wzorów. Moich ulubionych połączeń jest mnóstwo. Jeden wzór jest ok, ale to przy większej ilości zaczyna się zabawa. Domyślam się, że nie dla każdego. Nie każdy to lubi, toleruje, uznaje. Rozumiem. Nie podpisuję się pod tym, ale rozumiem. W końcu każdy ma jakieś tam swoje granice. Coś, co jednemu nie mieści się w głowie, dla innego będzie czymś zupełnie naturalnym. I dobrze. Przez to nie jest nudno. A przynajmniej nie powinno być… Tak więc wbrew temu, co ktokolwiek mógłby sobie pomyśleć, kombinuję. Niezwykle wręcz to lubię! Zdaje się mam duszę eksperymentatorki. Czasem przez to dostaję po dupie, nie zawsze efekt jest taki jak wyobrażenia, ale cóż. Staram się uczyć na tych błędach, ale mimo, że odkryłam już mnóstwo połączeń/zestawów idealnych, próbuję dalej. Jakbym miała przestać próbować, to chyba byłabym trochę mniej szczęśliwa. Zamknęłabym się w moim powiedzmy perfekcyjnym świecie, nie popełniałabym błędów, ale chyba bym się szybko znudziła. To zdaje się znaczy tylko tyle, że nie osiągnęłam jeszcze perfekcji. Nie, żebym bez tego o tym nie widziała! To po prostu jest takie namacalne. Chyba jeszcze bardziej niż nieudane zdjęcia. Dowody moich małych porażek. Zawsze mi z tyłu głowy siedziało, że lepiej żałować czegoś, co się zrobiło, niż tego, że się czegoś nie zrobiło. Po latach zbierania różnych doświadczeń chyba dalej tak uważam. Mimo, że żałowanie zrobionych rzeczy często miało bardzo gorzki smak. Ba! Posmak niektórych chodzi za mną do dziś! Ale jednak żałowanie niezrobionych rzeczy jest przygnębiające… Można szukać mniejszego zła. Ale żalu wyeliminować się chyba nie da. Przynajmniej tak całkowicie. Ważne, żeby coś z tego wynosić. W końcu każdy, nawet najdrobniejszy eksperyment, może przynieść zaskakujące rezultaty! Wracając do wzorów - jeśli miałabym wybrać jedno ulubione połączenie, to prawdopodobnie miałabym problem, ale chyba wybrałabym paski z kropkami/grochami. Mam jakiś dziwny sentyment do tej kombinacji. Wysoko na liście są też kwiaty z paskami. Ha, wszystkie paski są wysoko. Jak na paskową maniaczkę przystało! A Wy macie swoje ulubione połączenia, czy to nie Wasza bajka?








środa, 26 marca 2014

Wiosna 2014.


Cokolwiek by się nie wydarzyło, jedno jest pewne - mamy wiosnę! Tyle czekania i proszę, tradycyjnie mnie zaskoczyła. Wszędzie już wszystko porozkwitało, musi w końcu rozkwitnąć i u mnie. Stąd ten róż, stąd te kwiaty. Przyznaję, że bunkry nie stanowią może idealnego wiosennego tła, ale czyż nie sprawiają, że ten rozkwit bardziej rzuca się w oczy?


Z okazji nadejścia tej (zdaje się) wyczekanej przez wszystkich pory roku, przygotowałam krótką wiosenną ściągę. Coś w stylu biegu przez trendy. Uważam, że nie ma sensu poświęcać temu zbyt wiele czasu. Nie ma co szaleć z zakupami, z wymianą szafy. To tylko jakieś tam wskazówki. Kurczowe trzymanie się trendów moim zdaniem zupełnie nie jest trendy. Warto wiedzieć. Warto poszukać, poczytać, popatrzeć, ale wszystko na luzie. Pamiętajcie, że spina zabija fantazję…


KOLORY:
RÓŻ
BIEL
ŻÓŁĆ
LIMONKA
+ wszelkie PASTELE

WZORY:
ETNO
MALARSTWO/SZTUKA
GROSZKI
KWIATY
MIX WZORÓW BLACK&WHITE (pasy, kropki, pepitka, zygzaki - wszystko razem)

FASONY:
SPORT de luxe
FRĘDZLE
FALBANY
ODŚWIEŻONA KLASYKA
TRÓJWYMIAROWE CUDA - wypukłe ornamenty, biżuteryjne detale, misterne hafty
KOMBINEZONY
kurtki: RAMONESKA  / BOMBER / WIATRÓWKA
spódnice: PLISOWANE / LAMBADÓWKI (krótkie, rozkloszowane), 
spodnie: SZEROKIE / PRZED KOSTKĘ

MATERIAŁY:
DENIM
+wszelkie przezroczystości: TIUL, KORONKI i SZYFONY

BUTY:
SZALONE I KOLOROWE - małe dzieła sztuki
WIĄZANE
TRANSPARENTNE
BIAŁE
PŁASKIE, STABILNE SANDAŁY
SPORTOWE SZPILKI

TOREBKI:
BIAŁE
SZALONE, KOLOROWE KOPERTÓWKI
TORBY-WORKI
MIĘKKIE ('nie trzymające formy')

DODATKI:
OKULARY PRZECIWSŁONECZNE - wszystkie chwyty dozwolone
ARTYSTYCZNE NASZYJNIKI
BOGATO ZDOBIONE PASKI

MAKIJAŻ:
NEONOWE POWIEKI
MOCNO PODKREŚLONE OCZY
POMARAŃCZOWE USTA
FIOLET NA USTACH
BIAŁY MAKE-UP
paznokcie: DWU (I WIĘCEJ) KOLOROWE, BIAŁE, MORSKIE

WŁOSY:
LUŹNE FRYZURY
WARKOCZE
KWIATY WE WŁOSACH










środa, 19 marca 2014

250.000!


 Za mną, za nami kolejna okrągła liczba wyświetleń. Śmieję się, że to pierwszy przystanek w drodze do miliona. Brzmi fajnie. Jak się nad tym jednak zastanowię, to się ciut zawstydzam. Widzieliście mnie już tutaj 250 tysięcy razy. Szok w sumie… Powiecie, że na trzy lata to wcale nie jest żaden wynik, dla mnie ta suma jest kosmiczna. Cieszy mnie, oczywiście, bo przecież w pewnym sensie właśnie po to tu jestem. No właśnie. Jestem. (I będę, to nie podlega dyskusji.) Ale jak zwykle przy wszelkich małych blogowych okazjach nachodzi mnie pytanie, czy naprawdę daję z siebie wszystko. Odpowiedź niezmiennie brzmi nie. To dopiero zawstydzające! Od trzech lat się tu kręcę, walczę z sobą, szafą, zdjęciami i czasem i jakbym początkowo nie była zadowolona, nigdy nie jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Zawsze jest coś, co mogłabym zmienić, zawsze mogłoby być lepiej. Taki typ. Ale kto wie, może przy okazji miliona wyświetleń powiem Wam, że w końcu jestem naprawdę zadowolona. Tego bym sobie życzyła. To musiałoby być fajne! I co tu dużo mówić, przecież zasługujecie na to, żeby oglądać dobre zdjęcia i zestawy.  Byle czym do miliona nie dojadę. A nawet jeśli, to ta droga może być bardzo długa i nużąca. Dla wszystkich. Czyż nie?














Dziękuję, że mnie odwiedzacie!

niedziela, 16 marca 2014

Wirtualna bańka?


Myśl na koniec weekendu? Ja. Wszędzie ja. I nie mam tu na myśli siebie. Przynajmniej nie tylko… Zdaje się, że żyjemy w epoce ogólnej megalomanii. Sądzę, że duży wpływ na to ma/miał internet i wszelkiego rodzaju serwisy społecznościowe/komunikatory. Uproszczona droga? Od ekshibicjonizmu emocjonalnego w opisach na GG (Gadu-Gadu) po opis każdej chwili naszego życia na Facebooku (no co, przecież sam pyta!). Niech każdy wie, w jakim jestem fantastycznym miejscu, co właśnie oglądam, co za chwilę zjem, co przed chwilą wypiłam. Niech cały świat ekscytuje się ze mną kolejnym ząbkiem mojego dziecka, niech się podniecają, że mój kot robi do kuwety, a pies podaje łapę. Pójdę poćwiczyć, tylko najpierw oznaczę się na siłowni. Kawa? Chwilkę, tylko zrobię zdjęcie. Nie mam prądu? Na pewno każdy chciałby o tym wiedzieć. Jak już jesteśmy przy prądzie to Wam powiem, że wyłączył mi się wczoraj, akurat na końcówkę Mistrza. Fascynujące? Ja się ciut wkurzyłam, ale nie sądzę, żeby to była interesująca informacja dla kogokolwiek innego… Dzielimy się dosłownie wszystkim. Nie jestem pewna w jakim celu. Dzielimy się wszystkim, ale czy to ma większy sens? Opadają mi ręce, kiedy czytam niektóre wpisy na Facebooku. Zastanawiam się czy jest jakaś granica. Jeśli tak, niedługo pewnie i tak zostanie przesunięta. Czytam i zastanawiam się kogo to właściwie obchodzi… I tu chwila przerażenia - cholera, czy ja też to robię?! Cóż, obawiam się, że tak. Chociaż staram się z tym walczyć. Albo inaczej, staram się temu nie poddawać. Nie chcę płynąć z tym prądem. To taki w sumie dość żenujący trend. I przerażająco silny! Są rzeczy, na które jestem wyczulona od dawna, niektóre wpisy moich znajomych przyprawiają mnie o dreszcze, ale czara goryczy przelała się kilka dni temu. Kolejny komentarz (tutaj, na blogu) w stylu fajny blog, zapraszam do mnie (komentarz porażka, ale co zrobić). Jako, że postanowiłam w miarę możliwości odwiedzać każdego z komentujących, trafiłam też na owego bloga. Nie jestem w tej dziedzinie orłem. Mój blog jest, jaki jest, po prostu mój. Są wzloty i upadki, ale staram się, żeby było jakoś. Jako, że nie jestem perfekcyjna nie powinnam oceniać. Powiem tylko, że to nie mój klimat. Dziewczyna bardzo młoda, zdaje się całkiem z siebie zadowolona. Już miałam najechać na X, w górnym rogu, kiedy moim oczom ukazał się filmik. Jak się okazało nie jedyny. I to mnie przygniotło. Chciało się wykrzyknąć QUO VADIS ŚWIECIE?! Wiem, że zrobiła się moda na jakieś absolutnie ekstremalne filmiki typu ostatnio kupiłam..., w kosmetyczce mam..., moje ulubione… itp. Dla mnie kosmos, ale może jestem zacofana. Bywa i tak. Ten filmik, a w zasadzie filmiki, były karykaturą tego, jak to sobie wyobrażałam, a wierzcie mi, że w moim mniemaniu to i tak nie były tęczowe obłoczki. Nie zamierzam linkować, bo nie o to tu chodzi. Cały czas chodzi o jedno i to samo. Czy naprawdę uważamy, że jesteśmy aż tak wspaniali? Czy to przekonanie o własnej niezwykłej wręcz wartości ma ręce i nogi? Czy odzwierciedla to jakość prowadzonego życia, czy to tylko wirtualna bańka, którą z namaszczeniem nadmuchujemy?