niedziela, 16 marca 2014

Wirtualna bańka?


Myśl na koniec weekendu? Ja. Wszędzie ja. I nie mam tu na myśli siebie. Przynajmniej nie tylko… Zdaje się, że żyjemy w epoce ogólnej megalomanii. Sądzę, że duży wpływ na to ma/miał internet i wszelkiego rodzaju serwisy społecznościowe/komunikatory. Uproszczona droga? Od ekshibicjonizmu emocjonalnego w opisach na GG (Gadu-Gadu) po opis każdej chwili naszego życia na Facebooku (no co, przecież sam pyta!). Niech każdy wie, w jakim jestem fantastycznym miejscu, co właśnie oglądam, co za chwilę zjem, co przed chwilą wypiłam. Niech cały świat ekscytuje się ze mną kolejnym ząbkiem mojego dziecka, niech się podniecają, że mój kot robi do kuwety, a pies podaje łapę. Pójdę poćwiczyć, tylko najpierw oznaczę się na siłowni. Kawa? Chwilkę, tylko zrobię zdjęcie. Nie mam prądu? Na pewno każdy chciałby o tym wiedzieć. Jak już jesteśmy przy prądzie to Wam powiem, że wyłączył mi się wczoraj, akurat na końcówkę Mistrza. Fascynujące? Ja się ciut wkurzyłam, ale nie sądzę, żeby to była interesująca informacja dla kogokolwiek innego… Dzielimy się dosłownie wszystkim. Nie jestem pewna w jakim celu. Dzielimy się wszystkim, ale czy to ma większy sens? Opadają mi ręce, kiedy czytam niektóre wpisy na Facebooku. Zastanawiam się czy jest jakaś granica. Jeśli tak, niedługo pewnie i tak zostanie przesunięta. Czytam i zastanawiam się kogo to właściwie obchodzi… I tu chwila przerażenia - cholera, czy ja też to robię?! Cóż, obawiam się, że tak. Chociaż staram się z tym walczyć. Albo inaczej, staram się temu nie poddawać. Nie chcę płynąć z tym prądem. To taki w sumie dość żenujący trend. I przerażająco silny! Są rzeczy, na które jestem wyczulona od dawna, niektóre wpisy moich znajomych przyprawiają mnie o dreszcze, ale czara goryczy przelała się kilka dni temu. Kolejny komentarz (tutaj, na blogu) w stylu fajny blog, zapraszam do mnie (komentarz porażka, ale co zrobić). Jako, że postanowiłam w miarę możliwości odwiedzać każdego z komentujących, trafiłam też na owego bloga. Nie jestem w tej dziedzinie orłem. Mój blog jest, jaki jest, po prostu mój. Są wzloty i upadki, ale staram się, żeby było jakoś. Jako, że nie jestem perfekcyjna nie powinnam oceniać. Powiem tylko, że to nie mój klimat. Dziewczyna bardzo młoda, zdaje się całkiem z siebie zadowolona. Już miałam najechać na X, w górnym rogu, kiedy moim oczom ukazał się filmik. Jak się okazało nie jedyny. I to mnie przygniotło. Chciało się wykrzyknąć QUO VADIS ŚWIECIE?! Wiem, że zrobiła się moda na jakieś absolutnie ekstremalne filmiki typu ostatnio kupiłam..., w kosmetyczce mam..., moje ulubione… itp. Dla mnie kosmos, ale może jestem zacofana. Bywa i tak. Ten filmik, a w zasadzie filmiki, były karykaturą tego, jak to sobie wyobrażałam, a wierzcie mi, że w moim mniemaniu to i tak nie były tęczowe obłoczki. Nie zamierzam linkować, bo nie o to tu chodzi. Cały czas chodzi o jedno i to samo. Czy naprawdę uważamy, że jesteśmy aż tak wspaniali? Czy to przekonanie o własnej niezwykłej wręcz wartości ma ręce i nogi? Czy odzwierciedla to jakość prowadzonego życia, czy to tylko wirtualna bańka, którą z namaszczeniem nadmuchujemy?









16 komentarzy:

  1. Kochana, bardzo podoba mi się pomysł na fotki w nocy, może ja też ten pomysł zastosuje :)
    Pozdrawiam serdecznie
    Zocha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię ten efekt, choć nie ukrywam, że u mnie to wychodzi samo. Nie planuję czasu na zdjęcia, niestety cały czas są tylko dodatkiem, czymś przy okazji…
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Fajny futrzak! Też muszę kiedyś udać się na jakąś nocną sesję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezwykle podobają mi się kolorowe futra :)

    OdpowiedzUsuń