Patrzę przez okno i w głowie mi się nie mieści, że w minioną sobotę byłam w sumie bardziej odkryta niż zakryta, a dziś spacerowałam z psem w zapiętej pod samą szyję puchowej kurtce. Mówi się, że kwiecień-plecień, a co powiedzieć o wrześniu? Tak czy inaczej nie tracę nadziei… Jeszcze nie chowam sandałów, które cierpliwie czekają w rządku, aż je założę. Powtórzę to jeszcze raz: lato jest stanowczo za krótkie. Dłużej chcę nosić krótkie sukienki i szorty, nie myśląc o rajstopach. Potrzebuję więcej słońca i ciepła. Więcej tych dni zwanych wakacyjnymi. To absolutnie niesprawiedliwe, że mamy tu tak dużo zimna i półmroku. Szczególnie, że tak dużo pięknych letnich ciuchów musi tyle miesięcy koczować gdzieś w ukryciu. Ok, uwielbiam botki, futra, swetry, czapki i kominy, ale drażni mnie ten nierówny podział. Gdyby to było chociaż sześć miesięcy na sześć… A tak? Siedzę rozchwiana emocjonalnie… Z jednej strony mam piękne kobaltowe futro, z drugiej uroczą sukienkę w kwiaty z cieniuteńkiej bawełny. Jesienne plany czekają na realizację, ale zbyt świeże jeszcze wakacyjne wspomnienia bombardują myśli. Wielka walka się toczy. Chwilowo nie ma tu i teraz. Jest to co było i co być ma. Może gdyby lato faktycznie było trochę dłuższe, gdyby przejście w jesień było mniej zauważalne. Może wtedy to wszystko byłoby łatwiejsze. Może szybciej bym się wtedy z tym wszystkim uporała. Ale nic z tego, przeziębienie, ciepłe skarpetki i witaj słodka jesień!
piątek, 26 września 2014
poniedziałek, 22 września 2014
Nie ma lekko.
To był pierwszy weekend sierpnia. Wydaje mi się, że to było przed momentem dosłownie. Z drugiej strony dzieli mnie już od tamtej chwili przepaść. Wielka, głęboka i jak łatwo się domyślić - nie do przeskoczenia. Środek lata, nierzeczywisty wręcz upał. Chwilę wcześniej rozpoczęła się ta właściwa, lepsza część tegorocznych wakacji. Bogatsza w wydarzenia i wspomnienia. Ta, do której chciałabym wrócić choćby w tej chwili. Tak jak stoję, znaczy siedzę… Ale nie ma lekko. Nigdzie się nie cofnę. Mogę tylko liczyć na to, że za rok będzie jeszcze lepiej. Tymczasem muszę skupić się na tym co tu i teraz. Za długo tkwię już w tym zawieszeniu. Gdzieś między tym co było, co mogło być, tym czego nie było i nie będzie… Przez to wszystko wrzesień przeleciał mi z prędkością światła. Były moje urodziny i tu nagle proszę - 20 dni minęło nie wiem kiedy, nie wiem gdzie. Jak tak dalej pójdzie, nie ogarnę się do Gwiazdki. A to byłoby słabe. Trzeba by w jesień wejść z fasonem. Nie tak jakoś chciałabym, ale się boję. Trochę wejdę, trochę nie wejdę, wróć. Jak rozchwiana emocjonalnie nastolatka. A powiedzmy to sobie szczerze, nastolatką to ja już nie jestem od dawna! Kilka chwil mnie od 30-stki dzieli, a ja tu się w rozkoszną gówniarę zabawiam. Panie i Panowie - żenada! Ponoć jak się zdaje sobie sprawę z problemu, to już połowa sukcesu. Trzymam się tej myśli. Choć ciągle biję się z myślami co dalej. Szczególnie tutaj, z tym miejscem. Stanęłam w miejscu. Potykam się o własne nogi. Taki sobie koślawy taniec. To co było kiedyś mnie nie satysfakcjonuje. To co jest teraz, nie zadowala. Szukam jakiegoś pomysłu, cudownego rozwiązania, odrobiny magii. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie owe coś na mnie spłynie, coś mi się wyśni, spadnie mi na głowę, choćby nabijając guza! Nikt nie mówił, że będzie łatwo. I nie jest… A oczekiwanie rosną. Swoją drogą chciałabym, żebyście się ze mną podzielili swoimi. Myślę, że jakieś macie!
wtorek, 16 września 2014
Maxi i smoki.
Znowu chciałam uciec. Miałam kilka podejść do tego wpisu. Zbyt wiele, ale za każdym razem kasowałam wszystko poza zdjęciami, tekst znaczy i biegłam do łóżka. Z każdym razem bardziej rozdrażniona. I oto rozdrażnienie wybuchło. Rozlało się i czekam aż wyschnie. Muszę się naprawić, bo przecież oszaleję. Potrzeba mi więcej pozytywnych wrażeń. Więcej życia w tym życiu. Inaczej za każdym razem będę miała sto podejść do jednego napisanego zdania. A to takie czasochłonne i męczące jest… Przycisk kasujący na mojej klawiaturze powinien dostać premię, order uśmiechu, czy co tam się daje za specjalne zasługi. Bez niego byłoby tu tak smutno, że sama bałabym się tu zaglądać. A zdaje się nie tego chciałam! Wyjątkowo długa i wyboista ta moja droga po spokój. Brakuje tylko smoków ziejących ogniem...
środa, 10 września 2014
Nie taka jesień straszna?
Powoli zbliża się jesień, co zresztą widać na załączonych obrazkach… Zrobi się ciemno, deszczowo i szaro. Jak już przestanie być żółto, rzecz jasna! Mimo, że każdą porę roku darzę sympatią, jesieni zawsze się troszkę obawiam. Boję się, że za szybko zrobi się zimno, że zrobi mi się smutno i źle, że nic nie będzie mi się chciało… Po lecie, które niezupełnie spełniło moje oczekiwania, strach jest jeszcze większy. Tym razem jednak postanowiłam działać zawczasu. Cały podły nastrój, który już zaczął mnie męczyć postaram się zamienić w pozytywną energię, która jest mi potrzebna bardziej niż zwykle. Wiem, że jak się poddam, to popłynę z nurtem i obudzę się wiosną. Nie muszę dodawać, że obudzę się bardzo nieszczęśliwa... Dlatego postaram się całą moc płynącą z ostatnich rozczarowań przekuć w coś dobrego. Brzmi jak złota myśl z jakiegoś babskiego poradnika, ale zamierzam się tego trzymać. Zbyt bardzo przeraziła mnie niemoc ostatnich dni. I to zniechęcenie. Poczucie, że cały świat jest zły, a jestem zła do kwadratu, a nawet jeszcze gorsza, bo pozbawiona jakiejkolwiek wartości. Słabe. Tak więc trochę z przekory udowodnię światu, komuś i przede wszystkim sobie, że to wcale nie tak, że wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie będzie leżenia pod kocem, ani bezmyślnego wpatrywania się w telewizor czy monitor. Nie ma czasu na tego typu intelektualne rozrywki. Popłakałabym sobie, ale co dalej… Tyle rzeczy czeka na zrobienie, same się przecież nie zrobią!
Subskrybuj:
Posty (Atom)