sobota, 30 listopada 2013

Coś optymistycznego.


Dziś przygotowałam dla Was zestaw składający się z samych kolejnych odsłon i jednej nowości. Przede wszystkim jedno z moich ulubionych połączeń kolorów. Zimne, niemal zmrożone, ale niezwykle piękne! Jestem jego ogromną fanką i nic nie wskazuje na to, żeby to się miało zmienić. Blogowy numer jeden - moja szara czapka w ulubionej kombinacji tego sezonu (czytaj z przymocowaną magicznie spinką mojego autorstwa). Jedna z ulubionych torebek (trzy główne zalety: Madden, szarość, pojemność). Powrót Marca na ulicę, czyli sezon na płaszcze rozpoczęty. Oczywiście z kołnierzem, który wiecznie mnie kusi! No i na koniec deser. Wisienka na torcie! Botki, na które polowałam prawie cały rok! Są z zeszłorocznej kolekcji Deichmanna. Zobaczyłam je w reklamie i oszalałam. Musiałam je mieć, ale przy przeszukiwaniu strony trafiłam na miłość numer dwa (czarne z panterkowym dołem). Do sklepu nie trafiłam, ale kazałam sobie kupić jedną parę. Jako, że nie potrafiłam się zdecydować, pozostawiłam decyzję rodzinie. Kupili czarne. Tyle, że drugie nie dawały mi spokoju. Zanim się zorientowałam, wyprzedali je w sklepie online. Do stacjonarnego trafiłam jakiś miesiąc temu… Ale przeszukiwałam namiętnie Allegro i co? Jak na złość  - 36 lub 39. Potraficie sobie chyba wyobrazić moją radość, kiedy pojawiła się para z moim rozmiarem… I teraz jestem bardzo zadowolona. Nawet bardziej. W dalszym ciągu uważam, ze są fenomenalne i warto było na nie polować. To takie małe marzenie, które się spełniło. Radość, która pozwala wierzyć, że jeśli się czegoś naprawdę bardzo chce, to się to spełni. I to z tych drobiazgów właśnie należy się cieszyć, bo one tworzą nas i nasze życie. Pastelowo i pogodnie, co? Tak miało właśnie być. Optymistycznie. Szaro-różowo. Dokładnie tak, jak lubię!










piątek, 29 listopada 2013

Krata.


Pomarudziłam, ponarzekałam na ciemności i szarości i proszę, wyszło słońce! Nieważne, że pojawiło się w towarzystwie silnego wiatru. Nieważne, że wieczorem został tylko ten wiatr… Oto słońce! Najprawdziwsze, mocno świecące, stosunkowo ciepłe. Niby nic, a tyle radości. Z tej okazji porzuciłam moje szare wdzianka na rzecz odrobiny koloru. Żeby jednak nie przesadzać, postawiłam na spodnie. Spodnie jako baza całości. Spodnie, jako absolutnie najważniejszy punkt dzisiejszego dnia. Zdaje się, że szal chciał je przyćmić, ale to tylko złudzenie. Bo spodnie są najważniejsze. Jakbyście mieli wątpliwości, to przeczytajcie jeszcze raz. Dziś rządzą spodnie. Nie tylko ze względu na supermodną kratkę. Te spodnie zaliczają się do prawdziwych perełek w mojej szafie i od pierwszej chwili jestem z nich dumna jak paw. Spytacie czemu więc, tak rzadko je noszę… Tu należałoby zagłębić się w mój pokręcony umysł, ale nie dziś. Nie ten dzień, nie ta godzina. Ale wiedzcie, że takich rzeczy ulubionych, ale nienadużywanych trochę mam. 
Swoją drogą te kartki i czerwienie jakoś mocno kojarzą mi się z zimą. Nie muszę chyba dodawać, że ze Świętami również… Nic dziwnego, że kratka króluje w zimowo-jesiennych kolekcjach. Przez cały rak wygląda dobrze, ale to zimno wyciąga z niej to, co najlepsze. Miała zalać nas już rok temu, ale to dopiero w tym roku jest jej prawdziwy czas. Powiedź, że to jej pięć minut, nie jest zbyt grzeczne. Przecież za rok będzie wyglądała równie świetnie. Może będzie jej ciut mniej, ale to jej nie umniejsza… Na Święta i tak zawsze będzie numerem jeden…














czwartek, 28 listopada 2013

Uczucie.


Gdy się aura stała szpetna… W przeciwieństwie do tego, co obserwuję na monitorze, u mnie zrobiło się szpetnie. Złotej jesieni już nie mam, białej zimy jeszcze też. Jest szaro i ciemno. Od rana. Widok z okna krzyczy IDŹ DO ŁÓŻKA! Poleż sobie, pośpij, ewentualnie pokręć się bez konkretnego celu. Mówi mi też, żebym pod żadnym pozorem nie wychodziła z domu. I ma rację. Jest potwornie zimno. I ciemno. I zimno. I to nie jest ten rodzaj zimna, na który wszyscy czekają. Nie towarzyszy mu błękitne niebo, ani śnieg. To zimno z tych najpodlejszych. Wilgotne i wietrzne. Gdy świat wygląda tak jak dziś, nie ma mowy o zdjęciach na łonie natury. Chyba, że wyskoczyłabym na szybkie zdjęcia owinięta kołdrą. Nie posiadam boskiego płaszcza z kolekcji Maison Martin Margiela dla H&M (ok, przyznaję że nie mam z tej kolekcji absolutnie nic, choć kilka rzeczy mnie kusiło…), więc tego typu zdjęcia chwilowo sobie odpuszczę. Zostałam zmuszona schronić się we wnętrzu. W barwach ochronnych. Szarość, jak wiecie, jest moim punktem wyjściowym. Wiecznie otwartą furtką, bezpieczną przystanią. I nie chodzi o kamuflaż. To uczucie. Zabawne, że szarość na tyłku sprawia mi przyjemność, a ta za oknem wpędza w marazm… Może to przez te szczegóły wszystkie? Przez kobaltowy eyeliner, ulubioną fuksjową szminkę, czy mix ulubionych fasonów? A może nie ma powodu. Może tak jest, BO TAK! W końcu uczucia to skomplikowana sprawa...












wtorek, 26 listopada 2013

Kontrasty.


Pepitka. Wzór na tyle efektowny, że nie potrzebuje oryginalnego towarzystwa. Nie potrzebuje szalonych form. Im prościej, tym lepiej. Po co przesadzać, jeśli wiadomo, ze coś samo w w sobie jest dobre.  Pepitka to klasyka. Wzór Coco Chanel. Wzór, który stworzyła i rozpowszechniała. Kolejne z jej dzieci, które przetrwało do dziś. Obok kultowego żakietu, małej czarnej, pereł i łańcuszków, pepitka dumnie kroczy w kanonie klasyków. Nie starzeje się, nie traci na wartości. Inspiruje i zachwyca. Myślę, że Coco byłaby zadowolona. Choć prawdopodobnie nie byłaby zdziwiona.
Moją pepitkę połączyłam z małą czarną. Nie myślałam wtedy o Chanel, ale z sukienki widzicie tylko spódnicę, więc niema o czym mówić. Przy odpiętej kurtce prosiłoby się o klasyczne czarne szpileczki (o perłach nie wspomnę), ale to nie ta pora, nie ta okazja. Ja potrzebowałam czegoś ciepłego i wygodnego. Dlatego nastąpiło przełamanie klasyki rockową nutą. Ciężkie buty, tu i ówdzie kilka ćwieków, ciepła wełniana czapka (czyli mój prywatny klasyk).
Bardzo lubię połączenie czerni z bielą. Lubię miękkie, wygodne tkaniny. Lubię kontrasty. W każdej dziedzinie, na każdej płaszczyźnie. Łączenie przeciwnych punktów jest naprawdę dobrą zabawą. I sprawia, że nigdy nie jest nudno.









niedziela, 24 listopada 2013

Jastarnia, 24.12.2009


Wszystko przez dzisiejszą datę. Właśnie rozpoczyna się ostatni miesiąc do Świąt. Przed nami już mniej niż więcej. Za miesiąc będziemy już po barszczu, po prezentach, Wigilia będzie dobiegać końca. Za nami zostanie gorączka przygotowań, kuchenne szaleństwa, sprzątanie, dylematy, co ubrać. Najważniejszy wieczór w roku będzie prawie za nami. Ale zdecydowanie wolę myśleć o tym, że cały czas jest przed nami! Mamy jeszcze czas na kupowanie prezentów… Choć grudzień za pasem! Za tydzień w ruch pójdzie kalendarz adwentowy, odpalę płyty ze świątecznymi piosenkami. Przed nami najwspanialszy okres. Oczekiwanie i przygotowania. Pod tym względem jestem jak dziecko. Uwielbiam Święta! I już nie mogę doczekać się światełek w oknach! Moi drodzy, odliczanie czas zacząć…










 Te kilka wykopanych zdjęć to nie tylko jakaś tam Gwiazdka. Święta w 2009 roku były pierwszymi Świętami z Rupertem! Ta chudzina była u nas wtedy dopiero tydzień. 
I tak oto poznaliście ciekawostkę historyczną z mojego życia. Do Świąt zapewne uraczę Was jeszcze jakimiś….