środa, 6 listopada 2013

Nic poza czernią i bielą.


Jeśli choć trochę zdążyliście mnie już poznać, to na pewno znacie też moje zamiłowanie do biało-czarnych zdjęć. Ten zabieg sprawdza się szczególnie, kiedy zdjęcia są szare lub bez większego wyrazu, tym razem było jednak inaczej. Zdjęciom nic nie brakowało, włosy fajnie kontrastowały z całością, ale był plan. Dziś miało być całkowicie czarno-biało. Wiem, że bywam nieznośnie uparta, ale staram się trzymać własnych postanowień. Z całym światem mogę się nie zgadzać, ale jak już sama ustalę reguły, to się ich trzymam. Żeby być fair w stosunku do siebie, żeby mieć świadomość, że istnieje jakiś ład. Bo naprawdę istnieje. Wymaga trochę pracy, czasem wyrzeczeń, jakiejś systematyczności. Jest w zasięgu ręki każdego, często jednak zabija go lenistwo. Nic więcej. Bo przecież wszystko można uporządkować! Czasem wymaga to trochę więcej czasu niż zwykle, czasem trzeba się bardziej namęczyć, ale warto. To poczucie, które zyskujemy jest bezcenne. Harmonia, jak połączenie czerni z bielą. Wszystko idealnie pasuje, nic się szczególnie w oczy nie rzuca, nic ich nie drażni. Czy to nie jest fajne?
Tak jak fajne jest to miejsce, którego prawie za mną nie widać! Musze koniecznie zabrać Was tam, kiedy będzie jasno. Znowu Hel. Tym razem nowy deptak, który ciągnie się od portu wojennego. Przynajmniej z tej strony ja zaczęłam spacer. Powiem Wam, że robi wrażenie. Jestem coraz bardziej oczarowana tym miastem! 





Przy okazji - dziś premierę, po letniej przerwie, miała jedna z moich ulubionych sukienek! Już prawie zapomniałam, jak bardzo ją lubię. Pojawiły się też kozaki i jedna z nadużywanych torebek. Żeby jednak nie było jeszcze zbyt zimowo, bo na to przecież przyjdzie czas (i to w sumie za chwilkę…) wybrałam lekką kurtkę. Jedną z nowości w mojej szafie, ale ostatnio mieliście okazję już ją widzieć (w kolorze…). Można powiedzieć, że dziś dosłownie wzięłam określenie druga skóra. Dodałam trochę wełny, bo skórzany total look chyba mnie przerasta. Powstałaby karykatura Cat Woman, a to byłoby nieludzko słabe. Może przy okazji jakiegoś przebieranego party (przy kilku dobrych kilogramach mniej), ale zdecydowanie nie na ulicę. Ani w nocy, ani rano. To wykracza poza moje klimaty. W przeciwieństwie do tego, co Wam dziś zaprezentowałam. Kombinacja tego, co lubię. Gdyby pojawiły się jeszcze okulary przeciwsłoneczne… Ale to, jak w końcu załapie się na odrobinę słońca. Może jutro? 


6 komentarzy: