Miało być bez komentarza, ze względu na porę, na zmęczenie, ale to nie byłoby fair. Należy się Wam kilka słów. Szczególnie tym, którzy czekają na kolejne wpisy i porcje zdjęć… Przez zamieszanie ostatnich dni, można powiedzieć tygodni, trochę się wszystko rozjechało. Przez kończący się długi weekend dni się wyciągnęły, z poniedziałku zrobiła się niedziela… Uznajmy, że faktycznie mamy dziś koniec tygodnia i dlatego zdjęcia nie przedstawiają mnie. Po przerwie wracam do niedzielnych spacerków, czyli moich zdjęć okolicy.
Kolejny raz serwuję Wam widoczki znad zatoki. Wspominałam, że jest moim częstym celem? Z kilku powodów. Głównym są spacery z Rupertem, kolejnym kite. Jako, że to taki mój rodzinny sport poniekąd. Jeśli tylko mam czas, a poza ścisłym sezonem staram się go mieć, biegnę z aparatem gonić wiatr. Choć celem raczej są latawce i osoby znajdujące się na końcu linek. Jak widzicie sezon trwa. Może nie w pełni, ale trwa. Przy najmniejszym podmuchu pojawiają się latawce. W sumie to klimatyczne. Chociaż mnie lekko przeraża temperatura i wizja moczenia się w wodzie… Mimo, że jest stosunkowo ciepło i ponoć całkiem znośnie. Poza sezonem zdecydowanie wolę być po drugiej stronie obiektywu. Stać (albo siedzieć) sobie na brzegu, w czapce, ciepłych butach i kurtce. Od tego patrzenia pewnie nie będę pływać lepiej, ale widocznie nie jestem takim zapaleńcem, jak moi znajomi. Kite od strony prezentowanej na zdjęciach jara mnie tylko w lecie. Taka ze mnie sezonowa zajawkowiczka...
ładne zdjęcia ,mi też się wydłużyła podwójnie niedziela hehe;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCiężko wrócić do życia po dwóch niedzielach ;)