wtorek, 16 października 2018

Wind of Change.


Dobry wieczór, dzień dobry,
tradycyjnie na wstępie powinnam przeprosić - Was, bloga, siebie... Powinnam przeprosić i obiecać poprawę. Wyjaśnić dlaczego znowu zniknęłam, łudzić się, że czekaliście na mój powrót  i przy tym wszystkim zdawać sobie sprawę, że nie uwierzycie, że zaszyłam się w Bieszczadach, rzuciłam wszystko itp. Chociaż...
Opowiem Wam historię.
Minęło (bez tygodnia) pięć miesięcy od kiedy ostatnio tu byłam. Szmat czasu. Zawiał wiatr zmian. Zmienił dużo, bardzo dużo, wiał długo. W sumie to był sztorm i zmienił prawie wszystko, ale nie bądźmy drobiazgowi... Nawet teraz, kiedy staram się jakoś to sobie wszystko w głowie poukładać, żeby opowieść miała ręce i nogi, czuję przeciąg, tornado myśli. Chciałabym, żeby było pięknie i wesoło (bo tak lubię przecież najbardziej), ale okazuje się, że bez łez nie mogę.
Może zacznę od początku. I tu zaznaczę, że to nie tak, że ten wiatr wiał mi zawsze piaskiem w oczy. Wiał też w dobrą stronę (w tym momencie możecie sobie zanucić Początek, chyba że tylko ja słyszę to w każdym zdaniu tego typu...). Bywało, że fantastycznie rozwiewał mi włosy, sukienki, skusił na kite'a.

poniedziałek, 21 maja 2018

Jakby nie było jutra.


Żyj tak, jakby każdy twój dzień miał być tym ostatnim.
Ile razy w życiu słyszymy te słowa, ile razy je sobie powtarzamy? Jednak najważniejsze pytanie to ile razy sprawiamy, żeby tak było, ile razy czujemy, że tak jest. Czy w ogóle? Nie da się ukryć, że łatwo powiedzieć. Mówić można przecież tak wiele, jeszcze więcej myśleć (chyba, że to akurat nie jest czyjaś najmocniejsza strona, ale pewnie ma inne zalety...), gorzej jeśli chodzi o przystąpienie do działania. Szczególnie teraz, kiedy świat pędzi jak szalony, wymaga od nas ciągłego biegu i nie daje chwili na oddech. Wszystko musi być już, musi być tu i teraz, od ręki. Nie ma czasu na czekanie, nie ma czasu na nic. Jeśli się zatrzymamy, zostaniemy z tyłu. Proste. I naprawdę beznadziejne. Staram się robić wszystko żeby nie wpaść w pułapkę gonienia za królikiem, ale doskonale zdaję sobie sprawę, że niezwykle łatwo jest się zapętlić. Pić, jeść, spać - jak tamagotchi*

niedziela, 13 maja 2018

Ten czas.


I oto kolejna wiosna staje się cudownym, przedwakacyjnym okresem, który tradycyjnie daje mi tyle radości, cieszy słońcem i długim dniem, ciepłem i eksplodującą zielenią...
Jest tak pięknie, że doprawdy trudno narzekać, marudzić i zrzędzić, że czas, dziad jeden, nie może zwolnić choć na moment, żebym tak mogła na chwilę zastygnąć w bezruchu, w hamaku, na ławce, na piasku na plaży i nie mieć wrażenia, że w ciągu tej chwili zleci tyle czasu.

piątek, 27 kwietnia 2018

#Sandefjord


Zapraszam na krótki spacer po Sandefjord. 
Malownicze norweskie miasteczko z pięknym portem. Ma w sobie wszystko to, co sprawia, że serce mocniej mi bije. Piękna Skandynawia. Czysta, spokojna, taka błękitna. I te domki, ajjj! Kolory, woda, cisza. Oczywiście musiało mi się podobać, jakby inaczej! Morze, słońce i to skandynawskie coś. Hipnotyzujące. 

wtorek, 10 kwietnia 2018

Dobry moment.


Gdzieś głęboko pod skórą czuję, że właśnie dotarłam do tego momentu, kiedy wszystko ulegnie zmianie. Trochę jak w piosence Kazika - los się musi odmienić... Nie żebym na swój byt narzekała, nie mam prawa, ale znudziło mi się mówienie, że jest dobrze, chcę żeby było znakomicie! Wydaje mi się, że to dobry moment, żeby przestać czekać i zacząć działać. Robi się coraz piękniej, za oknem coraz cieplej, słońce ostatnio rozpieszcza i dodaje skrzydeł swoją obecnością. Jak nie teraz to kiedy? Jesienią, kiedy znowu zrobi się szaro i zacznę marzyć o zawinięciu się w koc na dłuższy czas?

środa, 4 kwietnia 2018

Były sobie Święta.

Nikogo nie zaskoczę, jak po raz kolejny, głęboko wzdychając, powiem, że czas pędzi jak szalony. Wydaje mi się, że nie zdążyłam sobie porządnie zdać sprawy z tego, że zbliżają się Święta, a te zostały już gdzieś daleko w tyle... Ledwie je zauważyłam, a przecież były szeregiem miłych chwil, były pełne spokoju i bardzo sprzyjały odpoczynkowi!

sobota, 31 marca 2018

Była sobie zima.


Podobno zima jest długa, zimna i zła. Tak mówią. Mówią też, że się ciągnie, że męczy, że jest ciemno i końca nie widać. Mi ten nieszczęsny koniec spędza sen z powiek...
Moja tegoroczna zima trwała równe trzy miesiące. Powiecie, że długo, albo przynajmniej wystarczająco. Chciałabym móc się zgodzić, ale jak niby mogę to zrobić, jeśli wydaje mi się, że cały ten czas minął w ciągu jednego mrugnięcia? Upierałabym się, że to były trzy tygodnie, serio! Tylko trochę dziwnie, że to już Wielkanoc...

środa, 21 marca 2018

Miss Spring.


Wiosna wybuchła mi prosto w twarz... 
Bez uprzedzenia. Kiedy w niedzielę wsiadałam do pociągu była zima, dookoła było biało, wszędzie śnieg, było jak w bajce, a ja miałam tę moc... W jedną noc zmieniło się wszystko - wysiadłam z pociągu i powitało mnie słońce, błękitne niebo, śpiew ptaków, ani śladu śniegu, jakbym trafiła na inną planetę, dosłownie inną. Góry zmieniły się w morze. Trochę magia.