Tak, jak ostatnio wspominałam, słoneczna, zamarznięta zatoka jest dla mnie niezwykle inspirująca. Kiedy na zewnątrz jest tak pięknie, to nic tylko wtapiać się w tło. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że kończy się styczeń. Szybko zleciał, bardzo szybko. I jestem z siebie nawet zadowolona, znaczy ze swojej systematyczności. Mimo mojego całkowitego braku chęci do robienia czegokolwiek (poza jedzeniem i spaniem), codziennie wrzucałam nowe posty. Czyli jeden mały cel osiągnięty. Przed nami luty. Krótki, choć jak na luty wyjątkowo długi. Mam nadzieję, że zapał nie odejdzie. Póki co kurczowo się go trzymam.
wtorek, 31 stycznia 2012
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Na fali.
Słońce, słońce, słońce! Wspaniałe słońce dalej nam towarzyszy i uprzyjemnia mrozy. Chyba robię się stara, bo lekki mróz i zaraz marznę. Co tam mróz, lekkie ochłodzenie i marznę! Dziś odkryłam jednak dwie zalety owego mrozu. Pierwsza to nowy patent na komin. Mój jest gruby i niezwykle ciepły, a w tej wersji po prostu wymiata! Drugim plusem jest to, co widzicie na zdjęciach pod moją osobą. To zamarznięte fale, które są idealnymi ślizgawkami. W śliskich butach można się naprawdę dobrze bawić. Szczególnie w słońcu, ale jak już zauważyliście dostałam słonecznej obsesji.
komin - Handmade by mom
sweter - Atmosphere
leginsy - Butik
kożuch i rękawiczki - H&M
buty - DeeZee
niedziela, 29 stycznia 2012
Tyle słońca!
Czasem zdaje mi się, że los jest jednak dla mnie łaskawy. Wieczorem pisałam o słońcu, wstaję rano i proszę - błękitne niebo, oślepiający blask. Mimo szybkiego powrotu pod kołdrę, to był miły początek. I tak było aż do wieczora. Pięknie, słonecznie i (mimo dalszego ciągu zimna) przyjemnie. Idealny dzień na moje ukochane leginsy. Zauważyłam, że uwielbiam je coraz bardziej. Z ubrania na ubranie, chociaż nie - wystarczy, że na nie spojrzę w szafie... Kiedy je kupowałam, byłam nimi oczarowana i wiedziałam, że na pewno nie wylądują na dnie szafy. Nie sądziłam jednak, że będą z niej wychodzić tak często. Jaka szkoda, że nie są trwalsze. Zaraz mi tu oda do leginsów powstanie... Żeby tego uniknąć skupię uwagę na swetrze. Mam słabość do kardiganów i wszelkiego rodzaju cienkich sweterków. Mam ich mnóstwo i głównie takie kupuję. Do tych grubych, zimowych nie mam aż tak dużego szczęścia, więc mam ich dużo mniej. Większość to moje wymysły robione przez mamę. Ale zima jest długa i noszenie kilkunastu swetrów na okrągło (bo raczej na swetrach się skupiam, bluzy są 'pokryte kurzem') doprowadza mnie do szału, więc siedzę w szafie mamy. Stąd też pochodzi to słoneczne cudo. 'Coś nowego' i świat staje się jeszcze piękniejszy. O nieśmiertelnym duecie (czapka+buty) nie muszę wspominać...
Przy okazji tej pięknej niedzieli zapraszam Was na mojego blogowego facebooka.
sobota, 28 stycznia 2012
Zmoziło.
W nocy świat postanowił się zmrozić. Mróz zagościł u nas od tak, ale nie przyszedł z pustymi rękami - wymalował na oknach piękne kwiaty, które tak bardzo lubię od dziecka. Zmroził się też śnieg i w zbliżeniu z butami przeraźliwie skrzypi. Przyznam, że w pierwszym momencie myślałam, że buty mi popękały. Przerażające. Ale buty przeżyły starcie z tym białym tworem, gorzej z moją psychiką, bo każdy krok mnie bolał. Zdecydowanie nie lubię tego rodzaju dźwięków (na samą myśl o paznokciach przejeżdżających po tablicy robi mi się słabo).
Mróz ma jednak swoje plusy (poza kwiatami na oknach). Kojarzy mi się z cekinami, błyszczącymi materiałami, lśniącym srebrem, i futrem (głównie białym). No i z białym samym w sobie również... Słowem - same wspaniałości. Taka prawdziwa zima ze śniegiem i zamarzniętą (chociaż częściowo) zatoką jest niezwykle inspirująca. Szczególnie przy odrobinie słońca, kiedy wszystko lśni. Osobiście nie mogę się napatrzeć i nic, tylko dostosowywałabym się do otoczenia... Jest coś pięknego w tej surowości. Z jednej strony przerażające zimno, z drugiej niespotykana czystość. A lśnienie samo w sobie jest fantastyczne. Należy liczyć na słońce w najbliższych dniach i korzystać z tego piękna, które mamy w zasięgu ręki (zamiast narzekać na przeraźliwe zimno - choć to bywa trudne).
piątek, 27 stycznia 2012
Słoneczny psikus.
Słońce, kocham słońce! Pisałam o tym nie raz, ale powtórzę. Nie sądziłam, że jestem w takim stopniu zasilana bateriami słonecznymi. Okazało się, że jestem. I dziś rano, kiedy zobaczyłam to cudo za oknem, szybko pobiegłam na plażę. Nie wzięłam pod uwagę jednej rzeczy - był całkiem spory minus. Nie powiem, gdybym spojrzała na termometr, niewątpliwie zamieniłabym te rajstopy na coś grubszego. Ale jest wieczór, nic mi nie odpadło, czyli przeżyję.
czwartek, 26 stycznia 2012
Play with Snow.
Radości ze śniegu ciąg dalszy. Trochę futra, trochę wełny i jest ciepło. Chociaż odpięte futro nie jest tylko na potrzeby zdjęć. Mimo wieczorowej pory było przyjemnie. Tak właśnie powinna wyglądać zima. Więcej śniegu, więcej słońca i byłoby idealnie.
środa, 25 stycznia 2012
Drugie powitanie śniegu.
Jest i on. Można by powiedzieć znowu, chociaż to chyba przesada, jest dopiero drugi raz/drugi dzień. Tym razem niezwykle się z niego cieszę, ponieważ jest zwyczajnie uroczy. Pięknie sobie pada i wygląda rewelacyjnie. Szybko trzeba wskakiwać w typowo zimowe rzeczy, bo nigdy nie wiadomo ile się ten stan utrzyma. Nie powiem, teraz wygląda porządnie... Co do tych zimowych rzeczy - chwilowo przeszła mi totalna niechęć (mimo, że cały czas marzę o wiośnie) i mam ochotę na futra, kożuchy, szale i inne ciepłe wynalazki. Całkiem miło, że ten mój stan ducha zgrał się z pogodą, bo przecież nie zawsze tak ładnie się układa. Zaczynam wierzyć, że zaczął się jakiś szczęśliwy okres w moim życiu. Ale nie mówmy hop. Zamiast nadmiernej ekscytacji popatrzę lepiej na piękne lecące z nieba płatki śniegu.
wtorek, 24 stycznia 2012
3xF - futro, film i facebook.
Znalezisk ciąg dalszy. Wykopałam futerko. Po roku prawie. Przypomniałam sobie o nim i oto jest. W kolorze śniegu, cieplutkie (ponoć mróz się zbliża) i nowe w tym sezonie. Ostatnie jest zaletą. Tyle jeżeli chodzi o moje ciuchy.
Jakiś czas temu oglądałam Turystę. Film, który mi się podobał z kilku powodów. Był troszkę w bondowym klimacie, zakochałam się w pięknej Wenecji, uśmiałam się i zaskoczyło mnie rewelacyjne zakończenie. Przede wszystkim podobała mi się jednak Angelina. Za każdym razem wyglądała zjawiskowo. Nosiła piękne sukienki, rewelacyjną biżuterię, miała powalający makijaż. Przyznam, że nie mogłam oderwać od niej oczu. No i oczywiście Johnny, boski Johnny. Polecam, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Chociaż dla widoków wszelakich.
Na koniec zapraszam na mojego facebooka, gdzie znajdzie się wszystko, czego tu nie wrzucę.
poniedziałek, 23 stycznia 2012
Deszczowo - bluzowa piosenka.
Kolejny raz coś, czego wymagają ode mnie wietrzne i deszczowe (kropienie też zaliczam do deszczu) wieczory. Płaszcz znacie, zmieniłam tylko chwilowo długość. I wyciągnęłam (przy ostatnim wybuchu, o którym pisałam) najgrubszą bluzę, którą posiadam. Całkiem przyjemny ciuch, tyle że ciut krótki, ale nie marudzę. Przecież i tak nie jestem fanką bluz. Miałam okres w życiu, kiedy je uwielbiałam, szczególnie te na zamek, z kapturem. Uzbierałam kolekcję kolorowych wynalazków i miłość mi przeszła. Większość powędrowała na Allegro i w szafie zmienił się klimat. A na pewno proporcje bluz i swetrów. Te drugie wielbię! Dojrzewam, zmieniam się, dorastam, starzeję - każdy może to nazwać jak chce. Mi jest z tym dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)