czwartek, 31 stycznia 2013

Bye, bye January! (Idź precz!)

Miałam ogromną ochotę coś Wam dziś napisać, ale tak się wszystko poskładało, że czas mi się skończył. Nie zostawię Was jednak z niczym, skoro się pojawiłam, muszę coś opublikować. Mija ostatni dzień stycznia, bardzo mnie to cieszy, bo ten miesiąc nie był dla mnie łaskawy. Sponiewierał mnie niemiłosiernie, więc nie ma opcji żeby luty był gorszy. Poza tym mój ulubiony rym do luty to buty... (tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to może brzmieć niezwykle głupio i płytko). Mam też nadzieję, że od jutra będzie coraz mniej okazji do noszenia tego typu kurtek, czapek i innych zimowych cudów. Niech zima zabierze swoje zabawki i pójdzie gdzieś, gdzie bardziej jej potrzebują. Tyle na dziś. Tylko tyle, niestety!







poniedziałek, 28 stycznia 2013

Best of December.

Ostatni post z serii subiektywny przegląd minionego roku. Mam nadzieję, że sprawił Wam choć w połowie tyle radości, ile sprawił jej mi. Niezwykle przyjemnie było zrobić małą wycieczkę w czasie i poprzypominać sobie minione dni, miesiące i zestawy. Mam też nadzieję, że to zestawienie pozwoliło Wam dotrzeć do postów, których wcześniej nie mieliście okazji zobaczyć... To tyle, zapraszam na dwunasty Best of!

5.12.2012 - Prinsess Skirt.






26.12.2012 - Święta, Święta...


28.12.2012 - Pomiędzy.


niedziela, 27 stycznia 2013

Zagubione światełka.

Kolejna wyjazdowa propozycja. Znowu szorty. Nie wiem czemu upodobałam sobie szorty na wyjazdy... Nieważne. Jest śnieg, jest futro, zima pełną gębą. Świąteczny klimat w tle. Swoją drogą chyba towarzyszą nam już ciut za długo... Jak myślicie? Miesiąc przed Świętami jest super, tworzą klimat, nakręcają, sprawiają, że czekanie jest jeszcze fajniejsze. Ale teraz, miesiąc po nich? Nie wiem co mają symbolizować. Ja już zapomniałam prawie o tym, że w pokoju stała choinka, że czekałam aż się ściemni, żeby zapalać lampki w oknach. Ale ta zabawa ma sens do Sylwestra, potem jakoś traci magiczny urok. Dlatego ja zwinęłam zabawki już jakiś czas temu. I cóż, obecnie mnie nie kręcą. Do listopada... 








czwartek, 24 stycznia 2013

(nie) romantycznie, czyli koronki i owieczki.

Pewien czas temu znajomy (jeden z tych szalenie przystojnych) spytał o moje serduszko (o to, które dostałam na urodziny i namiętnie noszę). Chłopaka ma? A serduszko nosi!  Zaśmiał się, kiedy przeczytał, do czego wzdycham (przypomnę - buty). I to chyba dużo o mnie mówi... Dzisiejsza sukienka (bo to sukienka, nie spódniczka) przypomniała mi o tym, co jakiś czas temu chodziło mi po głowie. Otóż myślę, ze nie jestem romantyczką. Myślę do bólu realnie. Bywam optymistką, bywam pesymistką, romantyczką rzadko. Najczęściej, kiedy oglądam jakiś film, czytam książkę, albo robię coś innego, co dzieje się poniekąd poza mną. Oczywiście działa na mnie myśl o fajnym facecie u boku, ale w mojej sytuacji nie wyobrażam sobie związku. Noszę dziewczęce sukienki, falbanki, kokardki, koronki, całkiem lubię romantyczne klimaty, ale nie chodzę na randki. Myślę, że trzeba mieć poukładane życie, żeby zacząć je z kimś dzielić. Ale mój nie romantyzm objawia się nie tylko specyficznym podejściem do związków. Nie rusza mnie cała romantyczna papka, mdławe, melodramatyczne teksty. Jak patrzę na niektóre przesłodkie pary, to zwyczajnie chce mi się rzygać. Może to wszystko się kiedyś zmieni, może... Dziś ograniczam się do ciuchów, do elementów wystroju, do filmów. Chociaż nie lubię sztampowych komedii romantycznych. Kiedyś za nimi przepadałam, ale chyba wyrosłam. Hmm, to może już nigdy nie będę pełnowartościową romantyczką. Kiedyś byłam kochliwa, wiecznie byłam w kimś zakochana. Ostatniego obiektu westchnień (tych długotrwałych) nie pamiętam. Ktoś tam mi się czasem spodoba, do kogoś chwilkę powzdycham, ale bez melodramatu, bez szaleństw, bez cierpień rodem z Młodego Wertera.