piątek, 26 września 2014

Gdyby.



Patrzę przez okno i w głowie mi się nie mieści, że w minioną sobotę byłam w sumie bardziej odkryta niż zakryta, a dziś spacerowałam z psem w zapiętej pod samą szyję puchowej kurtce. Mówi się, że kwiecień-plecień, a co powiedzieć o wrześniu? Tak czy inaczej nie tracę nadziei… Jeszcze nie chowam sandałów, które cierpliwie czekają w rządku, aż je założę. Powtórzę to jeszcze raz: lato jest stanowczo za krótkie. Dłużej chcę nosić krótkie sukienki i szorty, nie myśląc o rajstopach. Potrzebuję więcej słońca i ciepła. Więcej tych dni zwanych wakacyjnymi. To absolutnie niesprawiedliwe, że mamy tu tak dużo zimna i półmroku. Szczególnie, że tak dużo pięknych letnich ciuchów musi tyle miesięcy koczować gdzieś w ukryciu.  Ok, uwielbiam botki, futra, swetry, czapki i kominy, ale drażni mnie ten nierówny podział. Gdyby to było chociaż sześć miesięcy na sześć… A tak? Siedzę rozchwiana emocjonalnie… Z jednej strony mam piękne kobaltowe futro, z drugiej uroczą sukienkę w kwiaty z cieniuteńkiej bawełny. Jesienne plany czekają na realizację, ale zbyt świeże jeszcze wakacyjne wspomnienia bombardują myśli. Wielka walka się toczy. Chwilowo nie ma tu i teraz. Jest to co było i co być ma. Może gdyby lato faktycznie było trochę dłuższe, gdyby przejście w jesień było mniej zauważalne. Może wtedy to wszystko byłoby łatwiejsze. Może szybciej bym się wtedy z tym wszystkim uporała. Ale nic z tego, przeziębienie, ciepłe skarpetki i witaj słodka jesień!













4 komentarze: