piątek, 28 października 2011

Marine.

O ile się nie mylę o mojej marynarskiej miłości wspominałam już minimum raz. Choć zapewne okazji (wykorzystanych) było więcej. Mniejsza z tym. Mimo, że za oknami mamy prawdziwą polską jesień, bliżej nam do zimy, niż do lata, to moje uwielbienie nie słabnie. Bez względu na to czy słońce złoci się w opadających żółtych liściach, czy deszcz szaleje z wiatrem, ja trwam w marynarskim transie. Podejrzewam, że kiedy spadnie śnieg, to również się nie zmieni. Cały szeroko pojęty styl marynarski jest dla mnie bowiem czymś więcej niż sezonowym (letnim) trendem. Jest w nim klasyka, szyk, elegancja, pazur wakacyjnej wolności, prostota, minimalizm i bogactwo, które absolutnie nie wykluczają się wzajemnie. To ubrania pachnące tęsknotą za dalekimi podróżami, wspomnieniami, ubrania, które wyrażają świadomość własnej wartości. Jest w nich coś wyniosłego, coś nieuchwytnego, łączącego teraźniejszość z przeszłością. Wolność, spokój, pewność siebie. Morze skojarzeń i obrazów...







 blezer - New Look
top - House
spodnie - Moschino
torebka - Betsey Johnson
buty i chustka - Allegro

1 komentarz: