czwartek, 12 listopada 2015

Niespodzianka?













Przyzwyczaiłam się już chyba do tej całej szarówki. Powoli zaczyna mi się nawet podobać... W końcu szary to jeden z moich najukochańszych kolorów, a to chyba zobowiązuje. Poza tym nie mogę psioczyć w nieskończoność! Szaro, ciemno, nic się nie chce, nic z wyjątkiem spania. No trudno, pada, też trudno. Przebrnęłam już przez pierwsze (i ostatnie mam nadzieję!) jesienne przeziębienie, bez większego bólu doszłam do wniosku, że sandałów to już raczej w tym roku nie założę, a gołe nogi należą już do przeszłości (chyba, że mówimy o morsowaniu...). 
Największym wyzwaniem jest dla mnie  obecnie senność. Rano jestem trupem. Czasem też koło południa, albo już po nim. Najlepiej jest wieczorem, ale jak wiadomo z tym również różnie bywa. Zależałoby mi na ogarnięciu tego, ale wiem, że to cholernie trudne. Taka moja nieszczęsna natura. I smutne, że nie można wyspać się na zapas. Podczas tego mojego nieszczęsnego chorowania spałam naprawdę dużo. Jeśli już nie spałam, to i tak nie miałam siły wstać z łóżka i leżałam. Okazało się jednak, że to całe chorowanie ma zaletę. Kiedy tak leżałam i często nawet czytanie było wysiłkiem ponad moje siły, obmyśliłam sobie całkiem szczegółowo plan działania na najbliższy czas. Teraz kurczowo się go trzymam, powoli zaczynam widzieć efekty i jestem naprawdę zadowolona. Zabawne, że od kiedy pamiętam największym bodźcem do działania była dla mnie niemożność robienia czegokolwiek. Jeśli uda mi się utrzymać na tej drodze, a mam przeogromną nadzieję, że tak właśnie będzie, niebawem zaczniecie to dostrzegać także tutaj. Jednak, jako że chorobliwie wręcz nigdy nie chcę zapeszać, nie powiem, czego możecie się spodziewać. Niech to będzie niespodzianka. Dla Was i trochę dla mnie, jeśli faktycznie wszystko mi się uda. 


2 komentarze: