poniedziałek, 30 października 2017

Dziewczyna uniwersalna.


Pomalowałam dziś sufit w kuchni. To zajęcie sprzyjające rozmyślaniu, choć przyznam, że nie jestem pewna, czy rozmyślanie sprzyja mi... 
Stojąc na kuchennym stole, delikatnie tylko chlapiąc się farbą, powędrowałam myślami dwa dni wstecz, kiedy to rozwalona na fotelu malowałam sobie paznokcie, popijałam wieczorną herbatkę i kątem oka śledziłam wybuchy w Quantum of Solace (tu dodam, że ani nie jest to mój ulubiony odcinek przygód Agenta z Licencją na Zabijanie, ani sam 007 nie znajduje się w czołówce mojego prywatnego rankingu odtwórców Bonda). 

Zaczęłam zastanawiać się nad swoją nazwijmy to uniwersalnością. Potrafię i robię wiele rzeczy, których tak właściwie wcale nie musiałabym robić sama. Z jednej strony Zosia Samosia, z drugiej lubię wyzwania, a z jeszcze innej jestem może zbyt dumna. W sumie z wielu dokonań jestem niezwykle zadowolona, bo na przykład naprawienie budzika czy odkurzacza to wcale nie takie byle co! Własnymi rękami robię naprawdę dużo przeróżnych rzeczy i to absolutnie nie jest przechwalanie się, bo wydaje mi się, że tak to może być odebrane... Myślę o tych wszystkich rzeczach, które robię i zastanawiam się czy jestem uniwersalna, czy jednak moje miejsce jest w szufladce jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Gdzie i czy w ogóle jest granica? Na ten moment jestem zadowolona, bo poczucie samodzielności i niezależności daje mi dużo radości i spokoju. Być może to kiedyś stanie się moim przekleństwem... 
Trochę strach, co za szalone przemyślenia dopadną mnie podczas malowania ścian! W końcu znowu wlezę na ten nieszczęsny stół... 
Pozostając na pewnej (bezpiecznej rzecz jasna) wysokości, zostawię Was ze zdjęciami z falochronu. Wiatr zafundował mi dogłębny peeling z piasku, albo może po prostu piaskowanie? Miotał mną jak szmacianą lalką, ale wyszło mniej więcej tak, jak chciałam. Chociaż wierzcie mi, że mimo braku słońca w tamtej chwili oddałabym wszystko za okulary przeciwsłoneczne!








2 komentarze: