poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Kwiecień, czyli kończymy temat zimy.


Nadszedł moment, w którym wypada pożegnać się z zimą. Trochę niechętnie, przyznaję, ale zima w domu nie ma górskiego uroku, więc chyba jakoś to będzie. Nie mam tu tych wszystkich atrakcji, ludzi, miejsc... Z zaśnieżonej Szklarskiej trafiłam do wiosennej Jastarni, więc nie oszukujmy się, temat zimy siedzi już tylko w mojej głowie. Przecież już trzy tygodnie mam tu wiosnę, ogródek, rower, plażę... Oswajanie z normalnością jest jednak jeszcze trudniejsze niż myślałam. Czego bym nie zrobiła, za co się nie zabrała, ciągle czegoś mi brakuje. To zaczyna być męczące. Trzeba tymi drzwiami trzasnąć raz a dobrze. Dłużej nie może tak być. Za sprawą zmiany czasu i magicznego wydłużenia dnia, z chwilą przejścia marca w kwiecień, stało się oczywiste, że należy się otrząsnąć.
Wiosna minie w mgnieniu oka i znowu zaskoczą mnie wakacje. Znowu będę się dziwiła, jak to możliwe, że to już, przecież przed chwilą dosłownie były Święta... Z tym tylko szczegółem, że w tym roku między Świętami a latem działy się fantastyczne rzeczy. Spędziłam magiczne siedem tygodni w górach. W tym czasie zdążyłam się w nich na maksa zakochać, oszaleć na punkcie snowboardu, polubić narty, poznać naprawdę fajnych ludzi i dowiedzieć się miliona rzeczy o sobie. Nie wiem kiedy minął cały ten czas. Zima bez zdjęć, bez bloga, w zasadzie nawet bez mojej szafy... Znowu z wieszaka spoglądają na mnie smętnie ciepłe płaszcze i futra, których nie miałam okazji założyć. Tyle, że tym razem zupełnie nie jest mi żal. Pierwszy raz. Okazało się, że można inaczej. Cały wyjazd zamknął się w walizce, która była tylko jakby w części spakowana przeze mnie... Płaskie buty, dresy, ciepłe swetry. No i namiastka mnie w postaci czterech sukienek i kilku 'normalnych rzeczy', w których zaliczyłam X różnych wyjść. Da się? Da! I szczerze mówiąc, nawet gdybym cały ten czas spędziła w dresie i tak byłoby fantastycznie! Zima, góry, śnieg. Jeszcze cały czas nie mogę uwierzyć, że te trzy słowa tak mnie rozpromieniają... Na samą myśl mam uśmiech od ucha do ucha. I ten puszek pod deską, który początkowo tak mnie przerażał... Ajjj! Pierwszy raz w życiu czekam na zimę! I pierwszy raz kręci mnie tak samo mocno jak lato! Tak, tak, teraz jestem już całkowicie przekonana, że WSZYSTKO JEST MOŻLIWE! Tym optymistycznym akcentem i garścią zimowych zdjęć postaram się zamknąć ten rozdział. Postaram się wrócić do normalności i skupić się na tym, co tu i teraz. W końcu już za moment wakacje, a ja ciągle nie jestem gotowa na wskoczenie w bikini!
















































4 komentarze: