wtorek, 8 listopada 2022

Maj.

 

Maj jest jednym z piękniejszych miesięcy w roku. Jest pięknie i kolorowo, dni są cudownie długie, świeci słońce i jest ciepło. Zazwyczaj. Wiemy doskonale, że bywają też te wyjątkowo zimne maje. Kiedy dalej jest dość kolorowo, dni są długie, ale spędzanie czasu na świeżym powietrzu wcale nie wzbudza szczególnego entuzjazmu. Moje maje, bez względu na to, co dzieje się za oknem, są niezmiennie okresem wzmożonej aktywności. Zawsze jestem zakopana w pracy, z terminami wiszącymi nad głową, z niedoczasem i zmęczeniem. Taka uroda mojej działalności. Jednocześnie maj jest miesiącem, z którego zazwyczaj stosunkowo mało pamiętam, bo dni nie różnią się od siebie szczególnie, a czas mija jeszcze szybciej niż zazwyczaj. Trochę szkoda, ale wiadomo...

W tym roku, jako piękne majowe wspomnienie zostaną ze mną zdjęcia z trochę przymusowej, ewakuacyjnej wycieczki. Normalnie nie byłoby szans, żeby w tym czasie zrobić sobie taki dzień wolny, ale jak już pojawiła się możliwość, głupotą byłoby jej nie wykorzystać w stu procentach. Pomysłów na spędzenie wolnego dnia było kilka, ale wygrała wycieczka na drugą stronę zatoki. Teraz uwaga - wycieczka do miejsc, w których mimo tej niewielkiej odległości nie byłam nigdy, albo byłam, ale sto lat temu. Robocza nazwa wycieczki to pomosty powiatu puckiego. 

Pierwszym punktem były Mechelinki, czyli pierwsze z miejsc, do których wcześniej nie miałam okazji dotrzeć. Tam padło pierwsze duże wow, bo szalenie podobała mi się przystań rybacka usytuowana na molo. To było takie piękne i skandynawskie, że nie mogłam nacieszyć oczu tym widokiem.  

Kolejny przystanek i kolejne wielkie wow to Rewa, w której również byłam po raz pierwszy. Niczym prawdziwa turystka przemaszerowałam przez cały cypel, zrobiłam sto zdjęć i czułam się jak na wakacjach. Czasem nawet mnie dziwi, jak niewiele mi potrzeba do szczęścia. 

Najmniej spektakularne było molo w Osłoninie, ale tu może być kilka czynników - cała okolica była rozkopana, a jak wysiadaliśmy z samochodu, to zaczął padać deszcz. No i z Osłoninem mam jednak piękniejsze wspomnienia, bo kiedy byłam mała, przeżyłam tam wspaniałą przygodę. W piękny letni dzień popłynęliśmy łódką 'na drugą stronę', na miejscu było ognisko, kiełbaski, zabawy na plaży do nocy, spanie w namiotach i następnego dnia powrót łódką do domu. Jedno bardziej wakacyjnych wspomnień z dzieciństwa, które mam. Jedno z tych, które wyjątkowo lubię. Nawet dziś wydaje mi się, że nie tak łatwo to przeskoczyć.

Później było Rzucewo, w którym miałam okazję być kilka razy, ale to już było dość dawno temu i zawsze łączyło się tylko z jakimś jednym miejscem. Tym razem był spacer pełen ślicznych widoków, z malowniczymi plażyczkami, którego doskonałym finałem był zamek. Piękny. Szczerze, nawet nie jestem pewna czy kiedyś obeszłam go tak dokładnie! A to naprawdę piękne miejsce. 

Finałem był najlepiej mi znany i zdecydowanie najcześciej odwiedzany, z wielu powodów i okazji, Puck. Z rozbudowywanym portem, z szybką wizytą na molo, na rynku i nad zatoką. Lubię Puck, są w nim miejsca, do których lubię wracać. Pewnie gdybym została w tamtejszym liceum do końca takich moich miejsc miałabym więcej i łączył by się z większą ilością wspomnień, ale wtedy nie byłoby Gliwic. Nigdy bym pewnie do nich nie trafiła, a przecież do Pucka i tak będę wracać już zawsze. 

Tamten dzień utwierdził mnie w przekonaniu, że wszędzie są piękne miejsca. Wszędzie warto się zatrzymać i wcale nie trzeba jechać daleko, żeby było fajnie. Pięknie może być w domu, w ogrodzie, za płotem, po drugiej stronie ulicy, w sąsiedniej miejscowości i godzinę drogi od miejsca zamieszkania. O wartości miejsca nie świadczą dzielące nas kilometry. Najważniejsze to mieć oczy szeroko otwarte i chcieć zobaczyć. Bez tego ani rusz.
























żółtka kurtka - Diverse
różowa kurtka - Coalition
sweter - Lindex
spodnie - Mohito
buty - New Balance
torebka - Rip Curl
okulary - Steve Madden

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz