piątek, 6 grudnia 2013

Albert!


 Oto on - Albert. Albert zwany Albinem… Może nie wszyscy z Was wiedzą, że w życiu codziennym towarzyszą mi dwa zwierzaki - kot i pies. Jak widzicie Albert jest kotem. I ma mniejsze parcie na szkło niż Rupert. Dlatego na blogu pojawia się niezwykle rzadko. W sumie chłopak nie ma na to czasu, tyle ma na głowie, do zdobycia cały świat, tyle do odkrycia. Albert swoim jestestwem diametralnie zmienił mój stosunek do kotów. Od zawsze byłam w grupie psiarzy. Koty traktowałam jak zło konieczne. Jak muszą, to niech już będą, byle z dala ode mnie. Rok temu wszystko się zmieniło. Dosłownie i w przenośni. Gdyby 6 grudnia zeszłego roku ktoś mi powiedział, że będę miała kota, powiedziałabym mu, żeby się leczył. Powiedziałabym tak każdemu, aż do wieczora. Bo to kot mikołajkowy. Okazał się wieczornym prezentem. Nie znalazłam go w bucie. Nie był zaplanowany. Czysty przypadek, igraszki losu, przeznaczenie. Jakby tego nie nazwać pojawił się w moim życiu i tak zapewne miało być. Ciemno, zimno, biało… Wieczorny spacer z Rupertem odmienił wszystko. Wróciliśmy w czwórkę. Mama rzuciła, że to dla mnie, ten kot. Dziś nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Właśnie minął nasz pierwszy wspólny rok. I tak właściwie to nie wiem kiedy to zleciało. Okazało się, że mogę pokochać kota. Mogę przyzwyczaić się do sprzątania kuwety, do mruczenia, które początkowo mnie przerażało, nawet do tego, że to już nie jeden, a dwa futrzaki domagają się głaskania, zabawy i ciastek. Nigdy nie powiem już nigdy. Przecież wszystko może się zdarzyć. I to jest absolutnie fantastyczne!


















3 komentarze:

  1. śliczny kociak i piękne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny Albert! Ja zawsze marzyłam o kociaku, a mam psiaka i królisia ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajnie, że jest u Ciebie śnieg. W NY tylko poprószyło i już wszystko się roztopiło.
    http://way2dress.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń