sobota, 19 września 2015

Protest song w czarnej sukience.











Kolejny raz lato kończy się zbyt szybko. Znów czuję niedosyt. Działo się dużo, momentami nawet bardzo dużo, ale tradycyjnie nie zdążyłam nacieszyć się tym wszystkim. Ciepłem, które teraz już nie jest takie samo, słońcem, które grzało mocniej, dniami, które ciągnęły się do samej nocy... Nie jestem pewna czym to jest spowodowane i jak to działa, ale jestem przekonana, że moja doba skróciła się kosmicznie względem odległych czasów szkolnych. Dzień za dniem pędzi z prędkością światła. A ja się tak nie bawię. Wcale mi się to nie podoba. Dlaczego nikt mnie nie zapytał o zgodę? Ja jej wcale nie wyrażam! To nagłe przyspieszenie działa na mnie lekko depresyjnie, boję się, że za kilka chwil się obudzę i nie poznam się w lustrze. Protestuję moi drodzy. To nie może tak wyglądać. Wszystko trzeba szybko żeby zdążyć pożyć, popracować, wyspać się. Przeczytać książkę, obejrzeć film, posiedzieć z gazetką przy kawie, pójść z psem na spacer, zobaczyć jaki świat jest piękny (bez względu na porę roku!). To wszystko z wywieszonym jęzorem. Żeby się nachapać, żeby nie żałować, że czegoś się nie zrobiło, czegoś zabrakło. Tylko, że (cholera!) zawsze czegoś zabraknie. Nie da się zrobić, przeżyć, czy choćby posmakować wszystkiego. Nawet jakby się bardzo chciało. Przynajmniej ja nie potrafię. Albo pęknę, albo sobie w końcu język przydepczę. A wystarczyłoby tylko troszkę zwolnić ten nieszczęsny czas. Rozciągnąć dobę, tu czy tam dorzucić kilka darmowych minut - jak w abonamencie. I pomyśleć, że nie podpisywałam żadnej umowy, nie godziłam się na te warunki i w zasadzie nawet nie wiem, gdzie mogłabym to reklamować. Z telefonem zdecydowanie jest łatwiej... I tyle w temacie czarnej sukienki. Miała obrazować małą żałobę po wakacjach, poszłam jednak krok dalej. Efekt domina?


3 komentarze: