czwartek, 30 listopada 2017

Był sobie listopad.


Żegnamy listopad. Jeśli miałabym opisać go jednym słowem - był ciemny. Tak zwyczajnie. Od rana do nocy towarzyszyło mi włączone światło. Gdyby nie to, że towarzyszył mi również (w dalszym ciągu) zaskakująco dobry humor, pewnie nie byłabym w stanie funkcjonować. Już tak bywało... Ciemność służy mi tylko nocą, w ciągu dnia potrzebuję światła. Bez niego się kurczę i słabnę (nie mylić z chudnę). Krótkie dni mają swoje zalety, oczywiście. Dzięki nim wieczory są długie! Można zawinąć się w koc z książką i kubkiem herbaty, nadrobić filmowe zaległości, pograć w gry, zrelaksować się z lampką wina przy ulubionej muzyce. Tak na spokojnie. O ile można mówić o spokoju, kiedy czas pędzi jak szalony, jeszcze chwila i ten pęd zacznie mi rozwiewać włosy! Pomyśleć, że listopad kiedyś ciągnął mi się w nieskończoność....








3 komentarze: