środa, 5 marca 2014

Niedoczas.


To teraz to zdaje się przedwiośnie jest…Dla wielu osób to okres absolutnej fascynacji wszystkim co wiosenne. Co za tym idzie - wszystko zimowe staje się be. Wszystko, co kilka miesięcy temu wzbudzało zachwyt, nagle staje się okropne, nudne i złe. Gruba kurtka staje się koszmarem, a swetry nagle zaczynają gryźć. Ja (ku swej wielkiej radości) jestem przedstawicielem innej grupy. Staram się czerpać przyjemność z każdego okresu. Ilość i grubość warstw określa mi temperatura, nie pora roku, czy data wydania magazynu z wiosennymi trendami. Może dlatego, że ich jakoś szczególnie nie gonię. Może dlatego, że nie wymieniam garderoby co sezon. A może po prostu dlatego, że zawsze jestem krok od miejsca, w którym chcę lub powinnam być.  Dla mnie ten okres to ostatni dzwonek na donoszenie kozaków, futer i ciepłych kurtek. Ostatnia chwila, żeby nadrobić wszelkie zimowe zaległości. Niechętnie mówię to głośno, ale zaległości to niestety taka moja mała specjalność. Królowa robienia wszystkiego na ostatnią minutę. Mimo pedantycznego usposobienia zodiakalnej panny. Wiecznie gonię. Może przez to, że lubię spać? Tak czy inaczej mam wieczny niedoczas. I pewnie dlatego lubię ten okres. Daje mi ostatnią szansę…  
Wracając do samych zaległości - to ostatnia chwila, żeby podzielić się z Wami jedną z moich ulubionych kurtek (która, o ironio, raz jeden tylko załapała się na zdjęcia!). 












10 komentarzy: