środa, 8 czerwca 2011

Wygodnie.

Zastanawiam się czemu stare dresowe spodnie zostały uznane synonimem totalnej wygody. Starałam się to zrozumieć, na swój sposób przetestować (na swój sposób, bo nie posiadam czegoś takiego jak stary, wysłużony dres. W liceum kupiłam sobie dresowy komplet i przez te wszystkie lata miałam go na sobie góra trzy razy...), ale nic z tego. Szczytem wygody i ciuchowego lenistwa w moim przypadku jest paradowanie w spodniach od piżamy i w zależności od temperatury i pory roku - top lub bluza z kapturem ( ta ostatnia zarezerwowana jest też na specjalne okazje). Jednak ochotę na tego typu strój mam bardzo rzadko. Zazwyczaj, kiedy jestem chora lub planuję jakieś większe (znaczy gigantyczne) sprzątanie. Przyznam jednak, że nie czuję się wtedy wcale komfortowo. Nie mam oporów, żeby w piżamie chodzić po podwórku, wyjść do sklepu bez makijażu, czy w stroju 'roboczym' (włączając te typowo remontowe z malowaniem oczywiście). Ale zwyczajnie nie lubię tego rodzaju wygody. Dziwię się za każdym razem, kiedy słyszę lub widzę, że ktoś wraca do domu i automatycznie wskakuje w dresik (lub jakąś jego odmianę). Ja nie lubię nawet połączenia jeansów z bluzą z kapturem... W wersji codziennej rzecz jasna, na mojej liście okazji istnieje kilka drobnych, na które pozwalam sobie na założenie tego mundurka, ale niezbyt często. Mam substytuty 'wygodnych podstaw'. A jak sprawa wygody wygląda u Was? Kapcie i dres, czy raczej legginsy i kardigan?

Oto dowód na istnienie bluz w mojej szafie. I maksimum sportowo-wygodnego stylu, na które mnie stać.








bluza - Silver Dagger
szorty i okulary - Diverse
japonki - Cropp

2 komentarze: