wtorek, 29 listopada 2011

Między Królową Śniegu a Yeti.

Chodzi opinia, że zachody słońca są oklepane. Może i są, ale ja osobiście je lubię, szczególnie że praktycznie nie trafia się dwa razy identyczny (tak jak w piosence Maanamu...). Namiętnie też go fotografuję, a co! Możliwe, że to może świadczyć o moim tandetnym guście, nie będę się sprzeczać.
Ale wrócę do mojej sukienki, którą również lubię. Tak samo, jak kolory (czy może ich brak), które założyłam. Pojawiają się w szafie (raz na jakiś czas) takie rzeczy, które wprowadzają chaos. Przewracają wszystko do góry nogami i obejmują rządy. I ta sukieneczka właśnie taką rewolucję zrobiła. Bo ciepła, bo ładna, bo w dobrym kolorze... Co prawda brakuje śniegu, który podkreśliłby jej niezwykłą urodę, ale wszystko w swoim czasie. Nie wiedzieć czemu nie czekam jeszcze na śnieg. Polubiłam trwającą jesień. Jest ładnie, temperatura nie zabija, buty nie przemakają, ani się nie ślizgają... No i przede wszystkim można nosić futra, baletki, lekkie sukienki, grube swetry... Można wszystko. W dowolnej kombinacji. Powiecie, że zawsze można wszystko. Oczywiście, ale ja kieruję się przy ubieraniu temperaturą, a to ogranicza, uwierzcie. 







5 komentarzy: