niedziela, 27 listopada 2011

Z samego dna (szafy).

Przyznaję, że ostatnio dość mocno związałam się z moją szarą czapką. Może zbyt mocno, bo jak złośliwie zauważył mój brat, pojawia się na większości zdjęć. Coś w tym jest, tak więc dziś ją porzuciłam. Oczywiście tylko na chwilę, króciutkie wakacje jej robię. Niesamowite, jak niektóre rzeczy możemy często nosić i zupełnie się nie nudzą, a inne często ładniejsze, leżą gdzieś w szafie praktycznie zapomniane. Zainspirowana lekko kąśliwą uwagą postanowiłam przyjrzeć się temu, co leży w szafie półkę niżej. Bo chyba istotnie idę czasem na łatwiznę, bo jak inaczej nazwać katowanie owej szarej czapy? Nie jest moją jedyną, ale jakoś tak zawsze jest pod ręką... Z tej okazji wyciągnęłam buty, których w tym sezonie jeszcze nie nosiłam. Ci z Was, którzy są tu ze mną od początku, powinni je pamiętać. I spodnie z samego dna szafy wyciągnęłam, istne szaleństwo. 
Podejrzanie wzięło mnie dziś na różnego rodzaju przemyślenia. Niestety wypadam w tym moim zestawieniu raczej kiepsko. Wiecie, chyba wszystko porozchodziło mi się na różne strony. Tyle, że żadna z tych stron nie jest tą, w kierunku której chciałam iść. Kiepsko, kiepsko panno Herrmann! 
Może to wietrzysko sprawiło, że mam taki przeciąg w myślach. Czasem porządny wiatr jest oczyszczający. A na poprawę humoru mój leopard, ot co!







4 komentarze: