wtorek, 21 maja 2013

Kilka słów o trampkach, w trampkach.


Dawno temu zamarzyły mi się trampki. Musiały być za kostkę. Musiały po prostu być! Nosiłam, lubiłam, ale maniaczką trampek nie zostałam. Zapał minął, buty zostały. Niezniszczalne. Przeżyły wycieczki rowerowe, wyprawy na grzyby, spacery po plaży i cały czas mają się dobrze... Obecnie taktuję je po macoszemu, bo to trampki! Drażni mnie ten cały szał na nie. Nie znoszę większości zestawów, w których występują. Podchodzę z rezerwą do dziewczyn, które ich nadużywają... Co zabawne - facetów w trampkach lubię bardzo! Sama sięgam po nie tylko okazjonalnie. Jak chcę się poczuć jak gówniara. Kiedy mnie sentyment chwyci... Ja się śmieję, że wyglądam jak gimnazjalistka, mama, że podstarzała. I tylko jedno się nie zgadza - w gimnazjum nie nosiłam trampek. W liceum też nie. Gdybym się teraz cofnęła w czasie, to wiele bym zmieniła, ale dalej bym ich nie nosiła. Bo nie. Nie będę też po nie sięgać zbyt często teraz. Mimo wszystko znajdują się wysoko na mojej liście rzeczy, które są na nie. Trochę przez to, że jest wokół nich takie zamieszanie. Trochę przez to, że jest ich tak dużo, wszędzie. Na ulicach, w internecie...Staram się unikać rzeczy tego typu. (Ok, wiem, że teraz możecie mi zarzucić, że trampki są złe, a jeszcze popularniejsze jeansy nie... Nie szukajcie logiki. Moje zdanie i przekonania są pokrętne, bywają dziwne i niezrozumiałe, ale są moje...) Wszystko, żeby nie być owcą... I to może mój błąd. Nie noszę modnych, hitowych rzeczy, unikam popularnych. Nie jestem modna, choć wokół mody się kręcę. Wszystko się kręci...







4 komentarze: