sobota, 4 maja 2013

Wiedz, że coś się szykuje!


Dziś coś z serii huraoptymistycznego paplania... Jestem podekscytowana, mało tego, jaram się jak małe dziecko! Wspomnienia o minionym weselu nie zdążyły jeszcze zblednąć, nie zdążyłam jeszcze porozsyłać zdjęć (tak, głupio mi, to już prawie miesiąc!), a tu proszę - dostałam kolejne zaproszenie! Zupełnie niespodziewanie, więc radość nie ma końca. Tym razem nie mam zamiaru tracić czasu na poszukiwania partnera, czy cokolwiek w tym guście. W sumie to taki okres, że nawet nie miałabym na to czasu. Chyba, że mnie złapie desperacja, to się ogłoszę na jakimś słupie... Oczywiście moja pierwsza myśl to sukienka! Nie zdziwię Was chyba, jeśli powiem, że zdążyłam już sobie pojęczeć, że teraz nie będę miała okazji na balową kieckę przez najbliższe sto lat itp... Pomarudziłam i mam! Czasu na wymyślanie mam sporo, co ma swoje plusy i minusy. Wizję numer jeden, dwa i trzy już mam, ale to oczywiście będzie się jeszcze sto razy zmieniać. Mam kolor i mniej więcej fason. Najlepszym rozwiązaniem byłoby szybkie kupienie materiału - nie miałabym już tak szerokiego pola wymyślania. Ale to przecież takie przyjemne! Zdaje się, że to kolejny punkt na liście moich obsesji... Albo jakaś wybijająca się zaprzeszła cząstka mnie... Kiedyś przecież kobiety wyglądały inaczej, ulice były bardziej szykowne, bale powszechniejsze... I tęsknię za tym, choć tego nie znam.  Jestem niedzisiejsza. Wiem. I może dlatego trafiam do tak małej garstki ludzi? Tak czy inaczej - spodziewajcie się doniesień o postępach w moich przygotowaniach... 
Tymczasem kapelusz, bo uwielbiam, ale o tym wiecie... Co jakiś czas przypominają mi się słowa znajomego, że jakoś rzadziej noszę kapelusze. Wtedy muszę włożyć coś na głowę. Często z dedykacją, bo to miłe... No i moja mała awangarda raz jeszcze - pokochałam tą kurtkę w tej wersji!







 Przy okazji... Często pytacie, jak mogę chodzić w wysokich butach po plaży, piasku, łąkach... Otóż mogę i to wcale nie jest takie trudne. Śmieję się, że jestem testerka butów w hardkorowych warunkach... Śmieję się też, że buty są do chodzenia. Przynajmniej większość z nich. Jak może zauważyliście, te piaskowe obcasy się powtarzają. Nie jestem psychopatką i przeprowadzam selekcję - jedne się nadają na tego typu spacery, inne wymagają równej (i twardej) nawierzchni. Te, które mam tu na nogach są moimi prywatnymi adidasami na obcasach. To ich robocza nazwa. Są wygodne, idealne w każdych warunkach (chyba, że jest mokro). A chodzenie po pisaku to taki mały trening. Wystarczy odrobina wprawy i nie czujesz, że coś jest inaczej. Dość wyczerpująca odpowiedź? Jeśli nie - piszcie śmiało.

6 komentarzy:

  1. buty świetne:) a co do wesela mam ten sam problem. zaproszenie jest:)i pierwsza myśl to sukienka! w końcu mam trzy do wyboru i też problem:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam te Twoje buty <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Prześliczną masz torebkę :)

    Mam nadzieję, że docenisz poświęcony czas i odwdzięczysz się na moim blogu w postaci komentarza pod rozdziałem III http://exclaimhere.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie! Kurteczka, kapelusz i buty - cudo!<3

    OdpowiedzUsuń