wtorek, 29 października 2013

This is the end (of the world).


Mówię o sobie, że mieszkam na Końcu Świata. Północ z tych najodleglejszych. I mimo, że mogę się przyczepić do naprawdę wielu rzeczy, nie zamieniłabym tego miejsca na inne. Mogę wyjeżdżać, podróżować, zwiedzać, zakochiwać się w odległych kątach, ale zawsze będę wracać. Nie mam amerykańskiej mentalności - mój dom to nie tylko wspomnienia, to miejsce. Staromodne, sentymentalne, być może. Może nawet śmieszne. Ale mam tu morze i widoki, których nie potrafiłabym zamienić. Przede wszystkim nie chciałabym! Tyle mam tu jeszcze do odkrycia, tyle miejsc chciałabym Wam pokazać, a nie miałam jeszcze okazji… Dziś przymusowo wylądowałam w Helu. W biegu powstało kilka zdjęć. Ostatnie promienie słońca, groźne deszczowe chmury, mały fragment miasta, które poznaję na nowo i sprawia mi to ogromną radość! 








5 komentarzy: