czwartek, 21 listopada 2013

Zabawa.


Wczoraj zarysowałam Wam mój stosunek do mody. Postanowiłam pociągnąć jeszcze trochę za ten sznurek. W ramach nadchodzących zmian, trochę przez moje małe postanowienia. Chcę na nowo nakreślić mój związek z modą, bo trochę się zmieniło od chwili, w której padały tu pierwsze słowa. Przede wszystkim jednak, było Was znacznie mniej, o ile w ogóle byliście! Stwierdziłam, że to odpowiedni moment. W marcu będziemy wspólnie obchodzić TRZECIE URODZINY! Czas leci jak szalony, mi wiecznie go brakuje i przez to wszystko sytuacja wygląda, jak wygląda. Postanowiłam napisać kilka słów o sobie, o tym w jaki sposób myślę, dlaczego jest tak, nie inaczej. Trochę dla siebie, trochę dla Was. Jeśli tu wchodzicie, jeśli zaglądacie, jeśli czytacie i mnie lubicie lub obserwujecie, to jest mi niezmiernie miło. Sprawia mi to przyjemność, mam nadzieję, że Wam również. Chciałabym, żeby tak było. Dlatego chcę Wam wyjaśnić kilka spraw. Bo być może się zastanawiacie. Być może są rzeczy, które chcielibyście wiedzieć. Może interesują Was jakieś tematy, których nie poruszam. Jeśli jest coś takiego, to wiedzcie, że chętnie odpowiem. 
Ta historia nie zaczęła się ani wczoraj, ani dziś. Ciągnie się od dawna, mam wrażenie, że od zawsze. Nie potrafię dokładnie określić od kiedy to wszystko trwa. Na pewno byłam wtedy małą dziewczynką. Kiedy w zerówce mieliśmy narysować, kim chcielibyśmy być w przyszłości, narysowałam piosenkarkę. Na scenie, w otoczeniu wielu świateł. Miała długie blond włosy, obcisłą sukienkę i buty na bardzo wysokich obcasach. Zabawne, bo nigdy nie byłam szczególnie uzdolniona muzycznie. Lubiłam śpiewać, kiedy w domu pojawił się komputer z mikrofonem namiętnie nagrywałam swoje duety z Urszulą na przykład. Nie jestem pewna, czy brzmiało to dobrze. Nie poszłam w tamtą stronę, nigdy tego nie planowałam i czasem tylko mi smutno, że nie potrafię pięknie śpiewać lub grać na pianinie, kiedy słucham płyt… Nie miałam też włosów blond. Byłam małą szatynką z ładną, naburmuszoną buźką. Już wtedy podświadomie ciągnęło mnie do tego koloru? Najważniejsze jednak były te buty! Ze szczególną uwagą zajmowałam się strojem. Potem tak już było zawsze. Na wszystkich moich rysunkach istotny był strój. Kiedy w domu rysowałam mamą, to zawsze pytałam jakiego koloru chciałaby sukienkę. To chyba pierwsza rzecz, którą pamiętam. Jeśli istotnie to był początek, to w tym roku mogę obchodzić dwudziestolecie. Poza rysunkami były lalki. To był mój świat! Poza tym, że zawsze lubiłam bawić się w dom, moje Barbie służyły mi głównie za manekiny. Najpierw przebierałam je w kupione ciuszki, potem zaczęłam je szyć. Miałam śliczna starą walizeczkę pełną miniaturowych perełek odzieżowych. Do dziś uważam, że najfajniejsze było panterkowe futro do kolan! Z rzeczy mojego autorstwa zawsze lubiłam czarne dresy na szerokiej gumie, które uszyłam ze swoich leginsów. Jaka ja byłam z nich dumna! Tak więc moje lalki przebierały się przed jedzeniem, przed spacerem, przed wycieczką, przed wszystkim! Szczególnie przed randkami, a na te chodziły niezwykle często. Ciekawe… Dziś przebieram i szyję dla siebie. Nie mam biustu, talii i nóg moich lalek, ale nie narzekam. Mogło być gorzej. Przecież wychodzi na to, że w dalszym ciągu się bawię! To pozytywna wiadomość. Tak myślę. 



















3 komentarze:

  1. ja pamiętam swój początek, nie przebierałam lalek barbie, ale takie papierowe.. Dostałam kiedyś zeszyt z lalkami i ubrankami do wycięcia, potem dorysowywałam im miliony innych ubranek ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Zapomniałam o tym, rysowanie kolejnych ciuchów dla papierowej laleczki też było moim hitem! Dzięki za odświeżenie pamięci :D Ostatnio nawet widziałam w jakimś sklepie takie zeszyty… A myślałam, że dzisiejsze dzieci mają zupełnie inne zabawy ;D

      Usuń
  2. Ogromnie się cieszę że nie wszystkie kobiety wyglądają jak lalka barbie(nie jest w moim typie) ;D
    Male piersi są sexi(nigdy nie obwisną). Pewnie masz inne zalety... fajny tył;))

    OdpowiedzUsuń