Tydzień zacznę od powtórki z weekendu... Wieczór panieński. To przez ten właśnie wieczór nie było mnie tu w sobotę i niedzielę. Zdjęcia przedstawiają mniej więcej to, jak wyglądałam w sobotę. Tyle, że wyglądałam niestety trochę gorzej. Dziś miałam 10 minut więcej na przygotowanie, wtedy wszystko robiłam w biegu. Nieważne, w końcu to nie był mój wieczór, nie ja miałam błyszczeć, więc dobrze wyszło. No i nie mam ani jednego zdjęcia z soboty, na którym jestem sama, a tym bardziej takiego, które by się nadawało... To chyba nikogo nie dziwi. Postanowiłam jednak oddać charakter wieczoru uzbrajając się w moją fantastyczną różdżkę, której nie wypuszczałam z rąk przez całą dłuuuugą noc! I powiem Wam, że dopóki jej nie miałam zupełnie nie wiedziałam czego mi w życiu brakuje. Teraz wiem, że to jej właśnie mi brakowało. Cudownie było grozić zamianą w żabę. I tak sobie machać, machać, machać. Szkoda, że na co dzień ręce mam raczej zajęte... Tyle, że teraz już zawsze będzie dobrze, bo jakby co będzie na mnie czekać... Położyłam ją na biurku, na widoku, a co! Cudna jest, piękna w swej tandetności. No i przede wszystkim moja własna!
Na deser gwoździe programu: słodki mężczyzna, różdżka, gin+tonic i penis (a jakże! ale o tym już pisałam)
Wyglądasz bardzo fajnie :).
OdpowiedzUsuń