sobota, 9 lutego 2013

Bohemian Rhapsody.




 

 Ostatnia sobota karnawału, czyli dzień wzmożonej aktywności imprezowej. Nie mieszczę się w schematach... Jestem pod nimi, obok, nad, ale nie w ich ramach. Trudno, nie ubolewam nad tym szczególnie. Dziś zamiast szaleć na parkiecie zaserwowałam sobie porządny spacer. Solidna dawka świeżego powietrza, słońca i ruchu, to było to, czego mi brakowało. To słońce... Ostatnio wyczuwałam w powietrzu wiosnę, dziś Wielkanoc... Ale nie o tym miałam pisać. Dziś zafundowałam sobie większą ilość warstw niż zazwyczaj. Dokładałam, dokładałam i wyszło mi coś, co mocno skojarzyło mi się z jedną z moich ulubionych piosenek (którą umieściłam na samym dole). Choć piosenka to chyba ciut za małe słowo, żeby oddać jej wielkość. To jedna z pozycji na mojej prywatnej liście muzycznych arcydzieł. Że jedna z ulubionych wspominałam... I tak oto powstała mi całość. Można powiedzieć moje zmaterializowanie tytułu. Można to tak określić? Skoro to zrobiłam, to pewnie tak... Powinna być jeszcze jakaś nutka przepychu, bogactwa, złota, żeby było bardziej Queen, ale to w końcu wersja spacerowa, zatokowa... Więc tyle. Misz-masz warstw i faktur, mała bohema. Tak mi przyjemnie było w tym wszystkim, że koniecznie postanowiłam do tego wrócić. Dopracować, pokombinować. Fajne to...









6 komentarzy:

  1. tylko nie wpadnij do wody;) cyganko;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna sceneria;)swietnie wygladasz;)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie! Ale rękawice są super szałowe :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. uwielbiam warstwy i praktyczne i efektowne - cudowne kolory swietnie dobrane i co najwazniejsze faktury - po prostu rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń