sobota, 23 marca 2013

Saturday Sun.


Sobotnie słońce niezwykle uprzyjemniło mi dzień. Tak zwyczajnie, po prostu. I już rano było zapowiedzią wszystkiego, co dobre... 
Wczoraj wspominałam o nienoszonych rzeczach. Zajrzałam do szafy i proszę! Poza butami, które chyba ostatnio nadużywam, same znaleziska. Sukienka, którą mama zrobiła na drutach (to były czasy, kiedy druty były dla mnie najczarniejszą z magii!). Luźna inspiracja pokazem Chanel, w którym byłam wtedy absolutnie zauroczona (i w sumie dalej jestem...). No, ale kieckę znacie, była tu ze dwa razy chyba (w zeszłym roku). Nowością blogową (chyba) jest grzybek. Wisi w szafie od roku, cieszy moje oczy, ale jakoś nie ma szczęścia. Jedna z perełek w kolekcji moich zdobyczy. Zdecydowanie muszę częściej po niego sięgać. Poza wzorem, niezwykle podobają mi się jego kolory. Taki uroczy jest...










Dobre rzeczy, których miałam przyjemność doświadczyć to nie tylko błękitne niebo. Nie tylko przyjemność z długo nienoszonych ciuchów. To chiński Vogue, który przybył do mnie z tej odległej krainy. To mistrzowska piosenka, którą przez zupełny przypadek odkryłam rano i od pierwszego przesłuchania się zakochałam. To masa malutkich rzeczy i zdarzeń...

4 komentarze: